Zamknij

Tomasz Gronowski: takich jak on jest tylko trzech w Polsce

17:53, 13.04.2023 Aktualizacja: 13:21, 17.04.2023
Skomentuj

Rodowity warszawiak, dziś mieszkaniec gminy Brochów. Od małego związany z końmi, które z czasem zamienił na mechaniczne. Tu wyspecjalizował się w naprawach silników Wankla, a w całej Polsce takich specjalistów jest zaledwie trzech. Kaskader, sternik i miłośnik motoryzacji. Dziś naszym gościem jest Tomasz Gronowski.

- Co to są silniki Wankla?

- To takie urządzenia, które trochę różnią się od normalnych silników, ponieważ nie mają w środku zwyczajnych tłoków, tylko taki trójkąt, który wiruje, dzięki czemu powstaje moc. Mówiąc łopatologicznie.

- W jakich samochodach te silniki występują? Wujek Google powiedział mi, że kiedyś nawet taka Łada 2101 mała taki silnik.

- Faktycznie i tu taka ciekawostka, że jak te samochody robiły jakieś 10, 15 tysięcy kilometrów, silniki były wymieniane na zwykłe tłokowce. Generalnie tymi samochodami jeździły służby radzieckie.

- A teraz gdzie można je spotkać?

- Fabrycznie ponownie produkowane są w Maździe, w hybrydach, tylko że to już nie jest taki typowy silnik, tylko agregat zasilający samochód prądem.

- Silniki Wankla jedni kochają, inni nienawidzą. O co chodzi?

- Problem tkwi w tym, że o ile ten silnik jest bardzo wytrzymały do sportu czy na chwilowe obciążenia, o tyle niestety nie robi dużych przebiegów. Z uwagi na konstrukcję trzeba często zaglądać do środka. Po około 100 tysiącach kilometrów, jak w maździe, trzeba go rozebrać, wymienić kilka płytek. Nazywa się to remontem, ale tak naprawdę porównywalne jest to z rozrządem w bardziej skomplikowanym samochodzie.

- Jak to się dzieje, z jakich przyczyn, że specjalistów remontujących silniki Wankla jest tylko trzech w całej Polsce?

- W zasadniczej mierze wynika to z tego, że w stosunkowo niewielu samochodach można je spotkać. Od lat 70-tych ubiegłego wieku praktycznie tylko Mazda je produkuje. Są oczywiście jednostkowe produkcje do wyścigów, były takie motocykle, ale ogólnie takich pojazdów jest mało. Są mechanicy, którzy próbują się za to brać, ale najczęściej wykładają się na doborze części. Ogólnie silnik nie jest technologią kosmiczną, wręcz przeciwnie, to bardzo prosta konstrukcja, ale ludzie bazują na wiedzy z internetu, z amerykańskich forów, gdzie wypowiadają się osoby, które nie mają pojęcia, a potem sami eksperymentują, nie udaje się i trzeba zamknąć warsztat. Mówiąc w skrócie, niewielu chce się za to brać, bo jest dużo niepowodzeń przy naprawach.

- Długo się uczyłeś tej mechaniki?

- Mechanikę pojazdową poznawałem przy tacie, który nie tylko miał konie, ale także warsztaty samochodowe, to raz, a dwa, sam się ścigał. Także mechanika towarzyszyła mi od dzieciństwa, już w młodości robiłem swoje samochody, a potem życie, trochę przypadek, sprawiły, że zająłem się tym zawodowo.

- Czyli konie, zwierzęta, to twoja pasja po tacie?

- Po rodzicach. Mój tata był dyrektorem Polskiej Rewii Konnej, w której mama jeździła jako kaskaderka.

- Co konie mają takiego w sobie, że człowiek chce być z nimi blisko?

- Przede wszystkim bardzo mocno współpracują z ludźmi, to jest trochę taki kontakt jak z innym człowiekiem.

- A ludzie się boją, że kopnie, ugryzie.

- I dobrze, że się boją, bo konie potrafią to zrobić, mają prawo się bronić przed czymś, co odbierają za zagrożenie lub co sprawia im jakąś przykrość.

- Ale takie kopnięcie może powalić.

- Osiem ton w końcówce uderzenia może powalić, jednak zazwyczaj to, co przytrafia się ludziom ze strony koni, to popchnięcia, bo zwierzęta te jeżeli naprawdę kopną, finał jest tragiczny.

- Żonę poznałeś dzięki koniom.

- Zgadza się, dokładnie w stajni.

- Romantyczne miejsce.

- Bardzo.

- Byłeś też kaskaderem, grałeś w filmach, jakich?

- Przykładowo z takich świeższych to serial „1920. Wojna i miłość”, gdzie robiliśmy efekty kaskaderskie. Z takich mniej znanych „Młyn i krzyż” Lecha Majewskiego, w kilku innych serialach, jak „Odwróceni”, „Świadek koronny”.

- Co trzeba mieć, żeby być kaskaderem?

- Głowę i opanowanie, to przede wszystkim. Wcale nie odwagę. Dużo ludzi myśli, że kaskader to jest mięso, które można rzucać na prawo i lewo, że jest niezniszczalne, a tak naprawdę praca kaskadera polega na tym, żeby dany numer wykonać nie raz, lecz dziesięć razy i żeby przy tym nikomu nic się nie stało, żeby mógł po wszystkim wypić sobie kawę.

- Uczyłeś się tej sztuki jakoś specjalnie?

- To wyszło naturalnie. Konie w stajni mojego ojca służyły aktorom od zawsze, przykładowo główny bohater Michał Żebrowski w filmie „Ogniem i mieczem” jeździł na naszym koniu. Siłą rzeczy się uczyłem, przebywałem z kaskaderami od dzieciństwa. Za młodziaka nauczyłem się paru sztuczek dla zabawy, może nawet szpanu, a potem rozwinąłem to w profesję.

- Upadki z konia są planowane czy nieplanowane?

- Zawsze planowane, przećwiczone setki, jeśli nie tysiące razy. Nic się nie dzieje przypadkiem. Żeby nauczyć konia przewracać się i kłaść to są miesiące, jeśli nie lata ćwiczeń.

- Ty byłeś w Tatrze Konnym „Galop”. Co tam robiłeś?

- Między innymi zrobiliśmy takie przedstawienie dla młodzieży ukazujące historię konia w Polsce.  Bardzo ciekawa kreacja, w której występowały konie z różnych epok dziejów naszego kraju, od woja do współczesnych zaprzęgów sportowych.

- A czy zdarzyły ci się jakieś wypadki?

- Owszem, na szczęście bez większych obrażeń.

- Musisz mieć w sobie jakiś pociąg do ryzyka, jakąś potrzebę adrenaliny, bo przecież poza kaskaderką podobnie jak tata polubiłeś wyścigi samochodowe.

- Owszem. Poza naprawą silników, zajmujemy się modyfikacją samochodów sportowych, którą testujemy na własnych autach, żeby ewentualnie wybuchło u nas, a nie u klienta. I tak zaczęły się pewne treningi, od jednej modyfikacji do drugiej, i po prostu mnie wciągnęło.

- A dlaczego topisz quady w rzece albo bajorach, błotach?

- Bo nie podobają mi się, jak stoją suche.

- Aha.

- Lubię taki off-road. Dziś zastępuje mi wyścigi. Lubię się zakopać i próbować wyjechać.

- Masz też patent sternika.

- Sternika, żeglarza.

- Czyli woda też opanowana. Które jezioro mazurskie jest twoim ulubionym?

- Niegocin.

- Na zakończenie 10 tradycyjnych pytań. Ulubiony kolor?

- Czerwony?

- Film, który mogę oglądać bez końca?

- „New Kids Turbo”.

- Książka, którą muszę w najbliższym czasie przeczytać?

- Instrukcja naprawy Chevroleta Silverado.

- No masz. Na bezludną wyspę zabrałbym?

- Rodzinę.

- Potrawa, której nie cierpię?

- Nie ma takiej.

- Na parkiecie radzę sobie?

- To zależy od poziomu pewnej substancji we krwi.

- Gdybym musiał wybrać inną drogę zawodową, zostałbym?

- Coś by się znalazło, całe życie z przypadku.

- Potrafię być pamiętliwy?

- Tak.

- Najlepsze wakacje spędziłem na?

- W Chorwacji.

- Wymarzony prezent, który chciałbym dostać na urodziny?

- Czas.

/wywiad na podstawie audycji Radia Sochaczew „Radiowy RTG”/

 

 

 

(TM / MF)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz


Dodaj komentarz

🙂🤣😐🙄😮🙁😥😭
😠😡🤠👍👎❤️🔥💩 Zamknij

Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu tusochaczew.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz

0%