I tak oto w nasze ręce w zeszły piątek trafiła Greta. Prosto ze Śląska. Ale zanim o tym Śląsku, to wsadzę nieco kij w mrowisko i powtórzę pytanie, które zadają sobie wszyscy mający ochotę przygarnąć psa: “Kupować czy adoptować?”
Zadawałam je sobie i ja, i choć wiele argumentów przemawia za tym, by jednak adoptować, to nie zrobiłam tego. Tak, wiele psów czeka na dom. Tak, kundelki potrafią się odwdzięczyć miłością na całe życie. Tak, cudownie jest kogoś uratować i można poprawić mniemanie o sobie samym. Ale mimo wszystko tym razem nie zrobiłam tego.
Mój poprzedni pies był cudnym mieszańcem wszystkich ze wszystkimi, najmądrzejszym psem na świecie. Wiem, jak to mieć kundelka, która kocha cię od stóp do głów. Ale chciałam też mieć tym razem psa, o jakim marzyłam. Na pewno każdy z was na hasło “pies” ma w głowie jakiś jego obraz. Dla mnie zawsze najbardziej “psie” z wyglądu były wyżły. Prawda, że pięknie prezentują się zawsze na obrazach starych mistrzów, kiedy leżą u stóp jakiegoś księcia lub króla? I tak, chociaż nie mam sobie ani kropli królewskiej krwi, chodził za mną pomysł na wyżła od lat, nie mogąc przeobrazić się w rzeczywistość. Bo przecież wyżły są duże i nie nadają się do bloku. Pomysł zatem inkubował kilka lat. I dojrzewał.
Aż w końcu znalazłam psa idealnego dla mnie i mojej rodziny. Tak, wyżeł, ale najmniejszy z tej rasy. Przyjazny, lubiący się socjalizować i wybitnie inteligentny. No i naprawdę wygląda jak milion dolarów. Wygląd nie był, oczywiście, priorytetem, ale lubię na Gretę patrzeć. Najważniejsze było dla mnie, by móc zostawić dzieci z psem same. Nie umiałabym zaufać nigdy do końca psu ze schroniska. Po prostu. Jasne, że żadnemu nie można ufać do końca, bo wszystko może się zdarzyć, ale nie chciałam się w pracy zastanawiać, czy jak córka weźmie do ręki skakankę, to czy psu się czasem coś dziwnego nie przypomni. Zależało mi na tym, by rasa była wyselekcjonowana pod względem cech, które lubię w psach najbardziej. Pies według mnie powinien być ufny, lojalny, cierpliwy, towarzyski, delikatny i żywy. I przede wszystkim nie może być niebezpieczny z założenia. Bo ktoś krzywo się spojrzał. Albo chciał dosypać karmy do miski. Dlaczego zatem nie miałabym mieć właśnie takiego? Jest to argument, który zbija wszystkie pozostałe. Dlatego pojechałam po Gretę aż na Śląsk, bo tam jest zarejestrowana w Polskim Związku Kynologicznym hodowla małych munsterlanderów.
Robimy zatem szczepienia i ruszamy w to nasze rozkoszne miasto i jego okolice! O tym, co ciekawego znajdziemy, będę informować na bieżąco.
P.s. Najgorszym wyjściem jest pies z pseudohodowli, które zajmują się tylko nabijaniem kasy. Nikt nie dba tam o dobro psa i jakość rasy, jedynie o własny portfel.
0 0
Super! Zazdroszczę. My pewnie też za czas jakiś, gdy wyjdziemy z pieluch, tez kupimy psa.