Zamknij

Proboszcz Jacek Skrobisz: zamiast naprawiać telewizory, poszedł do seminarium

17:39, 04.05.2023 Aktualizacja: 17:41, 07.05.2023
Skomentuj

Miał naprawiać telewizory, to dlatego skończył technikum elektroniczne w Warszawie. Ale coś pękło w sercu. Poszedł do seminarium. W parafii w sochaczewskim Boryszewie pojawił się dwa razy. Najpierw, trzydzieści lat temu, jako wikariusz, potem, w 2012 roku ponownie. Od tego czasu jest też tej parafii proboszczem. Po drodze skończył studia w Rzymie, które dały mu tytuł doktora, i przez 10 lat prowadził jako rektor Wyższe Seminarium Duchowne w Łowiczu. Dziś naszym gościem jest ksiądz kanonik dr Jacek Skrobisz.

- Jest ksiądz rodowitym warszawiakiem?

- Tak, urodziłem się w Warszawie, tam chodziłem do podstawówki, do szkoły średniej i kończyłem seminarium. Pierwszy przydział, taki pełnowymiarowy, dostałem właśnie do parafii na Boryszewie, czyli do tej, której obecnie jestem proboszczem.

- Co ksiądz robił w Technikum Elektronicznym Kasprzaka w Warszawie?

- Tata mi tak sugerował, mówił, słuchaj synek, weźmiesz sobie jakąś teczuszkę, jakąś część do środka, czysta praca, pójdziesz do kogoś, naprawisz mu telewizor albo radio i będziesz miał dobre życie. Rodzice dość mocno mnie przekonywali do tego Kasprzaka, tam było trochę trudno się dostać, bo w Warszawie były tylko dwie szkoły elektroniczne. Jakoś przebrnąłem przez egzaminy wstępne i dołączyłem do grona uczniów technikum. To był jednak trochę niewypał, bo było dużo przedmiotów, które nie interesowały mnie za bardzo.

- Ale zdawał ksiądz z klasy do klasy?

- Tak. Chociaż raz całą naszą klasę wyrzucono ze szkoły za wagary, ale potem nas przywrócono. A w piątej klasie byłem zagrożony wyrzuceniem za to, że chciałem, abyśmy całą klasą poszli na pogrzeb księdza Jerzego Popiełuszki. Wtedy wprost mi powiedziano, że jak będę tak dalej podskakiwał, to szkoły nie skończę.

- Po skończonym technikum zamiast iść naprawiać telewizory, wstąpił ksiądz do Wyższego Seminarium Duchownego w Warszawie. To o tyle zaskakująca sytuacja, że księdza rodzice byli niepraktykujący.

- Tak, mieliśmy dosyć ograniczony kontakt z kościołem katolickim, miał on miejsce jedynie w czasie wyjazdów do babci, gdzie wspólnie chodziliśmy do kościoła.

- To skąd pomysł na seminarium?

- Siadałem z takim kolegą, który chodził regularnie do kościoła, a z którym regularnie wymieniałem się kanapkami.  I on w piątki nie brał ode mnie kanapek, bo moje były z mięsem. I kolega pytał mnie, czy jestem katolikiem, odpowiedziałem, że tak, pytał, czy poszczę, powiedziałem, że nie, pytał, czy chodzę do kościoła, przyznałem, że nie. Mama zaczęła mi robić w piątki kanapki z serem, a ten kolega któregoś dnia zabrał mnie na pielgrzymkę do Częstochowy. I tam coś pękło w sercu, myślę, że dzięki Matce Bożej. To była jakaś druga, trzecia klasa. Zacząłem chodzić do kościoła. A potem wyłowił mnie ksiądz, który organizował pomoc dla niepełnosprawnych. Chodziliśmy z nim do osób, które on poznawał w czasie Kolędy, samotnych, takich, którzy nie mogli sobie umyć okien czy posprzątać na święta. Czasami potrzebowali większej pomocy, bo byli na przykład leżący. To była taka pierwsza grupa kościelna, z którą się zetknąłem, choć nasza działalność była przede wszystkim społeczna, o charakterze socjalnym.

- A zaraz po skończeniu seminarium i otrzymanych święceniach, pierwsza parafia, do której ksiądz został skierowany jako wikariusz, to, i tu ciekawostka, sochaczewski Boryszew.

- Tak, pamiętam to bardzo dobrze. Zaraz przy przywitaniu wziąłem pana, który zajmował się kotłownią, za proboszcza, więc wyszło śmiesznie, ale potem wyszedł proboszcz Kwiatkowski, pokazał mi wszystko, również moje mieszkanie, które mieściło się w takich nielegalnych zabudowaniach, starsi mieszkańcy to na pewno pamiętają. W moim pokoju było pięć otworów na drzwi, nie dawało się nic postawić, no, panowały dość spartańskie warunki. Spałem na materacu, który rozkładałem każdego wieczoru.

- Jak to się stało, że rozpoczął ksiądz studia w Rzymie?

- W 1991 roku zacząłem się zastanawiać, czy nie wrócić do Warszawy, dlatego, że ja tu praktycznie nikogo i niczego nie znałem, nie znałem księży, nie znałem terenów. Tą swoją myślą podzieliłem się z kolegą, który był na studiach w Rzymie, a on powiedział biskupowi Orszulikowi z nowo utworzonej Diecezji Łowickiej, że ma takiego znajomego, który zna trochę język włoski. Bo ja jeszcze w seminarium chodziłem do Instytutu Kultury Języka Włoskiego, który do dziś mieści się przy ul. Foksal. I on zaproponował mi studia w Rzymie.

- I co ksiądz studiował?

- Teologię fundamentalną, gdyby to przełożyć na język polski, to nauka o Panu Bogu, ale taka bazowa, o Piśmie Świętym, tradycjach, o nauczaniu Kościoła w konfrontacji z innymi religiami.

- Studia dały księdzu tytuł doktora. Ale nauczył się ksiądz czegoś jeszcze, kuchni włoskiej.

- Nas z Łowicza było w Rzymie dziesięciu, ponieważ tak zwane polskie domy dla studentów były przepełnione, zaproponowano nam mieszkiwanie w seminarium angielskim. Jak najbardziej się na to zgodziłem. Jedyny warunek był taki, że w domu modlimy się i rozmawiamy po angielsku. Więc na studiach uczyłem się po włosku, w domu rozmawiałem po angielsku, a kolegów odwiedzałem po to, żeby porozmawiać po polsku. A mówię o tym w formie wprowadzenia. Bo na ostatnim roku przeniosłem się do domu prywatnego, który też należał do kolegium, tam już mieszkało dwóch księży. I tam trzeba było sobie gotować. To był warunek. Więc z telefonem przy uchu, stojąc w kuchni i dzwoniąc do kolegów Włochów, uczyłem się gotować, żeby przetrwać.

- Trudniej się zarządza parafią czy seminarium?

- Myślę, że zarządzanie seminarium jest nieco odpowiedzialniejszą pracą. A to dlatego, że trzeba podejmować decyzje dotyczące czyjegoś życia. Czasami trzeba zasugerować, żeby ktoś jednak poszukał sobie innego miejsca, albo powiedzieć, że dobrze, ale możemy się spotkać za jakieś trzy lata, bo trzeba by jednak dojrzeć. Stresujący był też czas przed święceniami, w tamtych czasach, kiedy byłem rektorem, czasami dotyczyło to siedemdziesięciu osób, więc ogromna odpowiedzialność. Natomiast parafia oznacza dużo pracy administracyjnej, z którą jakoś sobie radzę.

- Jak długo ksiądz był rektorem Wyższego Seminarium Duchownego w Łowiczu?

- 10 lat.

- A co znaczy, że ksiądz jest cenzorem publikacji religijnych?

- Czasami, na szczęście coraz rzadziej, bo w parafii jest dużo pracy, dostajemy książkę, mamy ją przeczytać i sprawdzić, czy nie ma tam czegoś niezgodnego z doktryną katolicką. Musimy określić, czy mamy do czynienia z publikacją faktycznie katolicką.

- Najmilsza sytuacja, z jaką się ksiądz spotkał w życiu kościelnym?

- Najmilej wspominam chyba jednak studia w Rzymie i tę troskę, jaką mnie otaczano. To był szereg takich sytuacji, ale pamiętam, jak wybierałem się do Polski i krótko mówiąc, nie bardzo miałem za co, a też chciałem coś kupić rodzicom na święta, lecz nie miałem pieniędzy. I wtedy dostałem dość pokaźny dar w kopercie od osób, które znały moją sytuację. To było bardzo miłe i wzruszające.

- A najtrudniejszy moment?

- Niełatwo mi o tym mówić, bo to są przeżycia dość intymne, ale faktycznie bardzo przeżyłem, gdy musiałem jednemu z kandydatów do kapłaństwa powiedzieć, że się zupełnie nie nadaje, a przy tym zobowiązywały mnie tajemnice różne, nie tylko kościelne, i chodziłem ze trzy tygodnie, żeby znaleźć jakieś rozwiązanie. To rozwiązanie na szczęście się znalazło, ale ten stres pamiętam do dziś. I to taki stres, który bardzo ściska za serce.

- Jak ksiądz spędza czas wolny, jeśli go posiada?

- Po covidzie to się niestety zmieniło, ale bardzo lubię pływać, zwłaszcza w takich otwartych akwenach. Gdy byłem w łowickim seminarium, pływaliśmy w takim wyrobisku, które nazywa się Guźnia. Tam było ze trzydzieści metrów głębokości. Ale mieliśmy taką boję, bo pływaliśmy po dwóch, trzech, którą nazwaliśmy Pamela i ta Pamela zawsze z nami pływała. Ona potrafiłaby utrzymać nawet dwie osoby, gdyby coś się stało. To woda. Rower też, tegoroczny sezon już otworzyłem.

- A interesuje się ksiądz sportem?

- Lubię patrzeć, jak dobrze grają w piłkę.  

- Najbliższe plany księdza jako proboszcza?

- Żeby jak najwięcej osób w mniejszych grupach mogło uczestniczyć w duszpasterstwie. Nie chodzi mi o grupy modlitewne, lecz takie, które przez słuchanie Słowa i uczestnictwo w Eucharystii mogłyby odkrywać obecność Pana Boga. To taki plan, który towarzyszy mi od zawsze.

- Na zakończenie dziesięć tradycyjnych pytań. Ulubiony kolor?

- Czerwony.

- Film, który mogę oglądać bez końca?

- Bardzo lubię film „Jak rozpętałem II wojnę światową”.

- Książka, którą muszę w najbliższym czasie przeczytać?

- „Raport o stanie wiary”, muszę się za nią zabrać.

- Na bezludną wyspę zabrałbym?

- Rower, żebym się ruszał.

- Potrawa, której nie cierpię?

- Kiedyś brukselka, ale teraz lubię. Może surowe ślimaki.

- Na parkiecie radzę sobie?

- Słabo.

- Gdybym musiał wybrać inną drogę zawodową, zostałbym?

- Mój kolega mówi, terrorystą. Ale nie, ja żartuję.

- Potrafię być pamiętliwy?

- Pamiętam, ale nie rozpamiętuję.

- Najlepsze wakacje spędziłem na?

- Na albo w, myślę, że zawsze we Włoszech.

- Wymarzony prezent na urodziny?

- Jakoś nie myślę o prezentach.

- Dziękuję za rozmowę.

- Dziękuję.

/wywiad na podstawie audycji Radia Sochaczew - Radiowy RTG/

 

 

(TM/MF)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(4)

WandzicaWandzica

6 0

I to jest dobry ksiądz, nie to co Żądło z Wawrzyńca , który ma gdzieś problemy parafian i tylko dla o swoje interesy

20:33, 04.05.2023
Odpowiedzi:1
Odpowiedz

do Wandzicy...do Wandzicy...

4 0

Kultura osobista...pochodzenie...geny..wykształcenie...tego ksiedza proboszcza czynią z niego ...dobrego lekarza duszy ludzkiej...nie wspominam o ks.Zadlo??

20:57, 04.05.2023

AJSAJS

5 0

Mądrego to zawsze warto posłuchać bo w centralnej parafii miejskiej tylko lans i słownictwo ubogie...

10:44, 05.05.2023
Odpowiedzi:1
Odpowiedz

Wandzica Wandzica

3 0

Dokładnie on tylko czeka na oklaski podczas ogłoszeń i jest 4 szafarzy, którzy tak naprawdę do niczego nie są potrzebni...

15:13, 05.05.2023

mixermixer

1 3

a miał szansę uczciwie zarabiać jako serwisant . No , ale trzeba by pracować , a nie służyć.

13:18, 06.05.2023
Odpowiedzi:0
Odpowiedz

CvbCvb

1 0

Super proboszcz, mądre kazania mówi, ale przez pewien czas był na parafii ks. Marek Kania - no, jak on kazania mówił, to aż gęba się otwierała...

18:58, 06.05.2023
Odpowiedzi:0
Odpowiedz


Dodaj komentarz

🙂🤣😐🙄😮🙁😥😭
😠😡🤠👍👎❤️🔥💩 Zamknij

Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu tusochaczew.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz

0%