8 stycznia 1935 r. – tego dnia urodził się człowiek, który raz na zawsze zmienił oblicze muzyki rozrywkowej. Dziś obchodzimy Dzień Elvisa Presleya. Na czym polegała rewolucja, która wprowadził król rock & rolla, ile kosztuje naśladowanie go i co robił na koncertach Elvisa szef FBI J Edgar Hoover - pytamy najsłynniejszego Elvisa Mazowsza i Polski, trzykrotnego zdobywcę tytułu najlepszego sobowtóra Elvisa Presley'a, finalistę Europe's Tribute to Elvis- Piotra Skowrońskiego z zespołu muzycznego the King’s Friends.
[FOTORELACJA]9918[/FOTORELACJA]
Na rozmowę wpada w ostatniej chwili, ale od razu nadrabia pierwszym wrażeniem. Głęboki głos, czarujący uśmiech, charakterystyczna fryzura – kupują wszystkich. Cały Elvis. Co prawda w nowoczesnym wydaniu, bo podartych jeansach, ale w marynarce z pokrytymi brokatem klapami i koszmarnie drogim pasem- rekonstrukcją oryginalnego pasa Elvisa, jednym z 3 takich na świecie. Wszystko razem na pierwszy rzut oka może sprawiać wrażenie kiczu, ale jeśli już – to najwyższych lotów. Jak u króla rock and rolla. Wszystko jest spójne. Dla Piotra to już naturalne.
- Elvis występował w Las Vegas, to były lata 70- te, to były czasy, z naszego punktu widzenia, nieco przesadne jeśli chodzi o kolorystykę, o taką fanaberię stylistyczną. Ale on się świetnie w tym odnajdywał. Choć wielu jego kolegów występowało w podobnych, charakterystycznych kostiumach, nikt nie miał aż tak rozbudowanych tych wszystkich ornamentów, złoceń, kamieni szlachetnych na kostiumach, pelerynach, które zakładał Elvis. Tak, z naszej perspektywy te stroje są trochę kiczowate, ale są bardzo wyraźnym stylem charakterystycznym dla Elvisa.
Który Ty świetnie naśladujesz…
- Staram się. Charakteryzuję się na Elvisa, wchodząc na scenę. Natomiast na co dzień jestem Piotrkiem, który ma może czarne włosy i baki, więc faktycznie i bez przebrania przypominam Elvisa, natomiast na co dzień jestem po prostu sobą. Presley był artystą kompletnym – głosem umiał świetnie przekazywać emocje, miał słuch absolutny, świetnie się ruszał, świetnie wyglądał. Jak się patrzy na jego nagrania na scenie, to ma się takie wrażenie, że, kurczę, niektórzy za dużo dostali chyba od Pana Boga. Potem naśladowanie takiego człowieka jest naprawdę karkołomnym zajęciem. Wiadomo, że do tego ideału nie damy rady się zbliżyć, w żaden sposób.
Ale Tobie idzie to bardzo dobrze, trzykrotnie zdobyłeś tytuł najlepszego sobowtóra Elvisa Presley'a, byłeś finalistą Europe's Tribute to Elvis, czyli Mistrzostw Europy w "elwisowaniu". Tu dochodzi też coś, co bardzo trudno naśladować, to jest też charyzma.
- Dokładnie tak. Elvis miał wspaniałą umiejętność – zachowania minimalistycznych ruchów, które dla publiczności i tak były bardzo czytelne i bardzo kokietujące. W ogóle wtedy, w latach 50- tych takie zachowania sceniczne to była rewolucja. Jego ruchy bioder uważano z obsceniczne, palono jego płyty, na koncerty osobiście przychodził J. Edgar Hoover, który tworzył FBI, żeby robić raporty z tego, jak złe i demoralizujące dla młodzieży jest to, co Elvis robi na scenie. To był szok.
To tylko jeden z elementów, który zrewolucjonizował świat muzyki. Ale przede wszystkim była nim przecież sama muzyka.
- 86 lat temu urodził się człowiek, który raz na zawsze zmienił oblicze muzyki rozrywkowej, o którym John Lennon powiedział „Przed Elvisem nie było nic”. Wraz z nim narodził się rock & roll. Oczywiście nie dosłownie, bo on był obecny wcześniej, ale narodził się w percepcji odbiorców, bo na południu USA było mnóstwo muzyków i białych i czarnych, którzy tworzyli podobną muzykę, natomiast nikomu nie udało się wcześniej przebić z nią do szerszej publiczności i zpopularyzować na tyle, by inni biali chłopcy z południa Stanów, którzy śpiewali taką czarną muzykę, mogli pomyśleć – kurczę, jak Elvis może, to ja też. Tak ta rewolucja się zaczęła.
Dla odbiorców to był szok
- Tak, to był prawdziwy szok. Rewolucja.
Choć na początku się na to nie zapowiadało. Zaczęło się od czegoś, co w ogóle Elvisa, którego znamy, nie przypominało - spokojnych ballad. Dopiero później zaczął grać swoją mieszankę – rytm& bluesa z elementami country, wypracował swój charakterystyczny styl
- Rzeczywiście, Elvis przychodząc do Sun Studios w Memphis, jeszcze jako nikomu nieznany chłopak, nagrywał głównie ballady. I to dzięki temu, w jaki sposób wykonywał te ballady, zwrócili na niego uwagę Sum Phillips i Scotty Moore, którzy zaprosili go do swojego zespołu. Później podczas prób, nagrywania materiału, Elvis zaczął trochę improwizować z utworem It's alright mama i w tym momencie narodził się rock & roll.
Co nam dziś zostało po Elvisie?
- No przede wszystkim cała jego piękna muzyka. Ponad 740 nagranych utworów nagranych w ciągu całej jego kariery. I są to bardzo różnorodne utwory – od nawet rockowych, przez piękne ballady, muzykę gospel czy piosenki świąteczne, za które Elvis był nagradzany. To jest ogromna różnorodność w dorobku. A on się ze swoim głosem we wszystkich tych stylach świetnie odnajdywał.
Jak dzisiaj jest odbierana muzyka Elvisa i z jakimi reakcjami spotka się Pan dziś na scenie?
- Jeśli gram dla fanów Elvisa albo przynajmniej ludzi, którzy wiedzą, kim był Elvis, jaką muzykę tworzył i wiedzą, czego się spodziewać, to na koncercie od początku do końca jest fantastyczna zabawa. Natomiast jeśli zostaniemy zapowiedzeni jako po prostu „polski Elvis”, the King’s Friends, to ludzie myślą, że ktoś tu ubierze jakąś dziwną firankę z przypiętymi cekinami, coś tu pewnie dziwnego będzie się działo. Ale z każdym utworem przekonujemy do siebie taką publiczność. Są miejsca, z którymi współpracujemy regularnie, jesteśmy zapraszani kilka razy w roku. Oczywiście nie teraz, w dobie pandemii, kiedy nie ma żadnych eventów, koncertów.
Co daje Ci największą satysfakcję z tej pracy?
Jak z czasem, po koncercie, piszą do mnie ludzie – „Kochani, dzięki temu koncertowi zacząłem słuchać Elvisa, kupiłem płyty i słucham, to jest piękna muzyka, której tak naprawdę nie znałem. Otworzyliście mi oczy”. Niestety u nas w Polsce trochę tak jest, że Elvis kojarzy się z „Love mi tender” czy „It's now or never” i takimi ckliwymi, miękkimi balladami. Swoją drogą „Love mi tender” jest piekielnie trudną piosenką do zaśpiewania, bo tam jest sama gitara i wokal, natomiast Elvis to jest dużo, dużo więcej.
To także wspomniany już przez nas w rozmowie sceniczny anturaż i stroje pełne przepychu, wracam do tego wątku, bo masz na sobie ten szeroki, bogato zdobiony pas. Ile on waży?
- Ponad 3 kg.
Niełatwo chyba występować w czymś takim?
- Niełatwo, ale ja muszę używać atrybutów, które poskromią nieco moje biodra. Cały zespół mi powtarza – mniej tańcz, mniej ruszaj biodrami na scenie, żebyś miał oddech do śpiewania.
Opowiedz nam o tym pasie
- To jest pas zrobiony przez człowieka z Las Vegas, który jest wariatem na punkcie Elvisa i jego strojów, m.in. pasów i rekonstruuje je z dbałością o najwyższe detale. To jest jeden z dwóch czy trzech, już teraz, takich pasów na świecie. Został wykonany dokładnie z materiałów, których używał Elvis i dokładnie w tym samym kolorze. Bo tego typu pasów jest więcej, natomiast współcześnie wykonywane mają kolor błękitny, a Elvis używał w oryginale takiego szaro- niebieskiego, stłumionego koloru.
Ile on kosztował?
- Ten pas fakt, trochę kosztował, ale wolę się nie przyznawać…
Pytam, żeby mieć obraz, ile kosztuje dzisiaj uprawianie tego zawodu, udawanie Elvisa i czy chociaż się zwraca?
- W tym roku nawet nie wychodzimy na zero, zdecydowanie. Ale to bardzo różnie może kosztować. Niektórzy spodziewają się, że ktoś wyjdzie na scenę w firance z cekinami. No, jeżeli ktoś kupi w party box jakiś kostium a’la Elvis, to zapłaci za niego 150 zł i to jest cały koszt i jakaś peruka za stówkę do tego. Wszystko. Czysto teoretycznie w jakimś barze karaoke można się wtedy pośmiać, ze jesteśmy Elvisem. Jeżeli ktoś podchodzi do tego poważnie, tak, jak my podchodzimy, robiąc rekonstrukcję koncertu, przedstawienie muzyczne, wszystko musi się zgadzać. I instrumenty muzyczne, które są dokładnie takie same jak te, których używał zespół Elvisa i stroje. Te, których ja używam, są szyte na miarę w USA, przez firmę, która ma wykroje oryginalnych strojów Elvisa i najtańsze z tych strojów kosztują ok 1000 - 1200 dolarów. Żeby to miało sens, to musi ich być co najmniej kilka, plus jakieś akcesoria. Ale robię to, co kocham.
Wszystko wygląda bardzo wiarygodnie. Nikt się nie pomylił? Słyszałeś już dziś „Sto lat”, ktoś składał życzenia?
Nie, całe szczęście (śmiech). Ja swoje urodziny obchodzę 6 kwietnia, wtedy przyjmuję życzenia. Dzisiaj my, jako zespół, złożyliśmy naszym fanom na naszym FB życzenia z okazji urodzin Elvisa. Nie czuję się w żaden sposób Elvisem, a nawet czasem nie czuję się godzien, by wykonywać jego muzykę na scenie, ale jestem wielkim fanem Elvisa, kocham go i kocham jego muzykę. I bardzo chciałbym wszystkim pokazywać jak piękna jest ta muzyka i dlatego to robię, po prostu.
Piękne podsumowanie na zakończenie naszej rozmowy, bardzo za nią dziękuję.
Dziękuję bardzo
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz