Zamknij

Gajda i Drązikowski o służbie w OSP: tylko głupi się nie boi

11:42, 09.08.2023 Aktualizacja: 08:36, 10.08.2023
Skomentuj

Działalność w Ochotniczej Straży Pożarnej traktują z miłością, a tę przekazali im ich rodzice. Robert Gajda i Karol Drązikowski działają w OSP Nowa Sucha. Obydwaj pochodzą z rodzin strażackich, obydwaj podkreślają, że straż pożarna to ich pasja, ale też nie zgrywają bohaterów i przyznają otwarcie, że mają swoje słabości.

Swoją przygodę ze strażą pożarną Robert Gajda, prezes OSP Nowa Sucha i Karol Drązikowski, wiceprezes jednostki, rozpoczęli poprzez przynależność do Młodzieżowej Drużyny Pożarniczej. Jak mówi pierwszy z nich, już wcześniej wydarzyło się coś, co rzutowało na jego związanie się ze strażą.

- Tata był naczelnikiem OSP, mama jest gospodarzem w straży. Rodzice zawsze uczyli mnie i moich braci, że trzeba być dobrym człowiekiem i pomagać innym, bo to dobro wraca. Patrzyliśmy na starszych kolegów, na rodziców, dziadków, ich zaangażowanie i widzieliśmy, że to jest dobre. Bodźcem była dla mnie akcja, w której brałem udział jako piętnastolatek. Wracałem akurat z kościoła, z pierwszego piątku miesiąca, i zobaczyłem, że pali się budynek gospodarczy w Starej Suchej. Jak to dzieciak, zawsze byłem zafascynowany pożarnictwem. Jak usłyszało się samochód pożarniczy, wybiegało się z domu, patrzyło, co się dzieje, potem jechało się rowerem na miejsce. Po tym powrocie z kościoła pomagałem przy odrzucaniu słomy. To było takie nieformalne działanie, bo wiadomo, nie mogłem być wtedy w straży, ale ta pierwsza akcja była kluczowa, po niej zacząłem się angażować w życie OSP przez zawody strażackie itd.  –

- mówi druh Robert.

Nieco inne wspomnienia z pierwszego wyjazdu ma Karol Drązikowski.

- Tata zorientował się, że zgłoszenie dotyczy akcji, w której nie ma wielkiego zagrożenia i wyjechałem do powalonego drzewa. Tak wyglądały pierwsze akcje, ale na przestrzeni lat były też bardziej niebezpieczne, zapadające w pamięć, jak pożar dużych zakładów produkcyjnych na terenie naszego powiatu sprzed kilkunastu lat, kiedy miałem okazję uczestniczyć w akcji. To duże niebezpieczeństwo i człowiek chce pomóc, robi to, ale z tyłu głowy jest myśl, że wiele ryzykuje.

Robertowi Gajdzie w pamięć zapadł pożar Agromaksu.

- Wszedłem do budynku ze strażakiem zawodowym i jako młody chłopak wpadłem praktycznie po pas w mączkę kostną, poczułem, że nie mogę się ruszyć, i naprawdę wystraszyłem się, że stamtąd nie wyjdę. Strażak wyciągnął mnie za rękę. Do akcji zawsze chodzi się we dwóch, gdybym jakimś sposobem był tam sam, to pewnie bym stamtąd nie wyszedł. Ludzie mnie czasem czy ja się nie boję, a ja zawsze się boję i uważam, że tylko głupi się nie boi.

Druhowie podkreślają, że straż nie jest dla każdego, trzeba potrafić zachować zimną krew, ale też mieć odporną psychikę. To szczególnie ważne w czasie, kiedy coraz większy odsetek strażackich interwencji stanowią wypadki.

- W tym roku na trzydzieści wyjazdów, ponad połowa to te ze skutkiem śmiertelnym, np. w wyniku zatrzymania krążenia, są też upadki z wysokości. Było wiele takich akcji, gdzie zbieraliśmy trupy z torów i te widoki nie były przyjemne. Nie każdy ma predyspozycje do tego, by oglądać zmasakrowane ciało. Praktyka to weryfikuje –

- mówi Robert Gajda, który zaznacza, że on sam musi takie akcje odreagować, chociażby uprawiając sport. Umysł jednak łatwo nie odpuszcza.

- Każdy z nas czuje, kocha, szanuje drugiego człowieka i śmierć nie jest dla nas obojętna. W czasie akcji staram się wyłączyć, nie myśleć, że ten człowiek zginął, a może miał dzieci. Dopiero na drugi dzień zastanawiam się czy zrobiłem wszystko, co mogłem, żeby uratować tego człowieka –

- dodaje Gajda.

Poza zmaganiem się z własnym umysłem, strażacy-ochotnicy nierzadko mają bardziej przyziemne problemy.

- Ostatnio mój brat, który także działa w OSP, wstał rano, zrobił sobie śniadanie, zawyła syrena i cztery kanapki zostały na stole. 14.33 wrócił do domu, a śniadanie nadal czekało. Tak wygląda paca ochotnika, że czasem śniadanie jemy w porze obiadowej –

- mówi Karol Drązikowski.

Teraz OSP Nowa Sucha jest w szczególnym momencie. Jednostkę czeka stulecie istnienia. To powoduje, że druhowie spędzają w straży jeszcze więcej czasu niż zwykle.

- Praca strażaka-ochotnika to jest tak naprawdę służba społeczna, bo to jest nasza działalność poza pracą, bo my mamy swoje prace, rodziny, ta służba to pasja i miłość. Ostatnio nawet, w związku z przygotowaniami do jubileuszu, pojawiły się podejrzenia, że ja może jeżdżę nie do tej straży, tylko pojawiła się jakaś inna kobieta. Tak to jest, praca w domu nieraz stoi, ale to w końcu najważniejsza impreza w historii naszej jednostki –

- dodaje druh Gajda.

W końcu setne urodziny ma się tylko raz. Więcej na temat samej imprezy wkrótce.

 

/Na podstawie audycji Bartka Staniaszka w Radiu Sochaczew: Służby w akcji./

(JL)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(1)

ssssssss34ssssssss34

3 2

co za brednie.....

12:38, 10.08.2023
Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%