Rozmawiamy z burmistrzem Sochaczewa Piotrem Osieckim o wszystkim, tylko nie o burmistrzowaniu.
- Na początek uszeregujmy parę spraw. Szczęśliwy mąż Barbary, ojciec trzech córek, Kasi, Marty i Julii, podwójny dziadek Maksa i Aleksandra, a do tego szczęśliwy teść.
- I zięć [śmiech]. Wszystko się zgadza.
- Dlaczego zostawił pan piłkę siatkową dla rugby?
- Może to bardziej odpowiadało mojemu charakterowi, byłem trochę niespokojnym duchem. Może trochę zaważyły względy geograficzne, bo od mojego rodzinnego domu do boiska Orkana jest może 200 metrów. Gdy grałem w siatkówkę w klubie Bzura Chodaków, mój starszy brat patrzył na mnie z politowaniem, bo już wiedział, jak to się skończy. Nie ukrywam, że w tamtym czasie Sochaczew już zaczął fascynować się rugby. Po pierwsze, pierwsza liga, po drugie, mecze międzynarodowe, to wszystko stwarzało otoczkę atrakcyjności. Suma summarum, mój charakter, wpływ brata i atrakcyjność samej dyscypliny sprawiły, że stałem się kandydatem na rugbistę i tak to się zaczęło.
- 1 października 1978 roku to jest pana debiut z Lechią Gdańsk. Mama nie była chyba zadowolona, że pan wybrał tę dyscyplinę. Bała się o kontuzję i chyba coś było w Gdańsku.
- Mama była bardzo niezadowolona, aczkolwiek zawsze szanowała te nasze wybory. Ale najbardziej niezadowolona była moja babcia, która mieszkała z nami i w dużej mierze nas wychowywała, bo rodzice przecież pracowali. Babcia była na jednym z meczów z moim udziałem i później przez kilkanaście miesięcy chowała mi torbę treningową i wciąż powtarzała: „ja cię wychowałam, wycałowałam, nie puszczę cię na te rumby”. [śmiech] Wtedy jeszcze to było nowe, wciąż obce słowo. W każdym razie przed każdym treningiem miałem wtedy zagadkę, gdzie jest moja torba, a rumby do dziś nie zapomnę.
- Od 1980 roku AZS AWF Warszawa, tam zdobywa pan złoty medal.
- Dwa złote medale mistrzostw polski seniorów.
- Jak to jest zdobywać Puchar Polski nie w barwach Orkanu, ale na stadionie w Sochaczewie?
- Zdobyć Puchar Polski w Sochaczewie to jest tak silne przeżycie, jak rozegrać mecz reprezentacji w Sochaczewie. Jednak rozegrać mecz ligowy, grając w innym klubie niż Sochaczew, przeciwko Orkanowi, to jest doświadczenie, które się szczególnie pamięta, bo jest jednocześnie w dużej mierze bolesne.
- Czarny Bytom?
- Czarny Bytom to była przygoda podyktowana chęcią uniknięcia służby wojskowej. Byłem wtedy powoływany do reprezentacji Polski seniorów i nie do końca miałem ochotę zrobić sobie dwuletnią przerwę w karierze sportowej, by odebrać bilet do wskazanej jednostki, a że istniała możliwość zamiany wojska na sportowy klub górniczy, jakim był Czarny Bytom, zdecydowałem się na to. Dodam, że oznaczało to jednocześnie stanie się górnikiem, ja konkretnie byłem górnikiem dołowym.
- W 1998 roku tytuł najlepszego rugbisty Polski, a potem wyjazd do Francji. Tam sześć lat, cztery kluby.
- Piękne wspomnienia.
- 35 występów w kadrze Polski, 25 punktów zdobytych, był pan kapitanem. Niewątpliwie, jest pan człowiekiem sukcesu, jeśli chodzi o sport. Czy w tym paśmie powodzeń, zwycięstw i sukcesów właśnie, zdarzyła się jakaś porażka?
- Porażki tak w życiu, jak w sporcie, to przecież swego rodzaju codzienność. W sposób szczególny pamiętam dwie. Jedną na poziomie reprezentacji Polski, a drugą porażkę już w klubie, w Orkanie Sochaczew. Ta pierwsza zdarzyła się w meczu z drużyną zdecydowanie, mówiąc delikatnie, słabszą od naszej. To była drużyna z Bułgarii, która normalnie, jak grała z naszą kadrą młodzieżową, przegrywała 40 do 0, 30 do 0, a z pierwszą reprezentacją nawet nie miała okazji grać. Tak się złożyło, że taka reprezentacja została powołana na ten wyjazd do Bułgarii. I cóż się stało? Zapłaciliśmy frycowe za to, że do swoich obowiązków podeszliśmy nieprofesjonalnie. Jest takie powiedzenie, którego jestem wielkim zwolennikiem, że jeśli wygrałeś mecz w szatni przed meczem, to wiadomo, że na boisku go przegrasz. I tak się też stało. Bardzo to przeżyłem. Natomiast, jeśli chodzi o Orkan, był to mecz z Rudą Śląską, wygraliśmy z nimi mecz na wyjeździe, a wygrana w Sochaczewie otwierała nam drogę do wielkiego finału. Powtórzyła się sytuacja. Jako drużyna nie zauważyliśmy, jak wielka szansa jest przed nami, mam na myśli ten okres przygotowawczy, no i to się zemściło na boisku. Przegraliśmy ten mecz i ostatecznie zajęliśmy czwarte miejsce w tych rozgrywkach. Pozostał wielki niedosyt, tym większy, że to było jedno z ostatnich spotkań przed moim wyjazdem z Polski.
- Trzy wartości, cechy, które dało panu rugby i które potem przydały się w życiu zawodowym?
- Na pewno praca w zespole, konsekwencja w działaniu połączona z uporem, z niepoddawaniem się oraz wewnętrzną dyscypliną, oraz umiejętność pogodzenia się ze zwycięstwem, bo wbrew pozorom trzeba umieć się z nim pogodzić, żeby woda sodowa nie uderzyła do głowy, a także z porażką, by móc z niej wyciągnąć pozytywne wnioski.
- Grając we Francji, polubił pan kuchnię francuską?
- Polubiłem kuchnię i dużo więcej, zapach lawendy, historię i wyjątkową urodę tego kraju.
- A dobrze się pan czuje w kuchni?
- Szczególnie przy stole w kuchni czuję się wyśmienicie, a to z tego powodu, że moja Basia jest wspaniałą kucharką, w 10-stopniowej skali ma 10. Nie ma żadnej potrzeby, bym z nią rywalizował.
- To jakiej potrawie nie jest w stanie się pan oprzeć?
- Basi? Żadnej. A jakie wspaniałe robi naleśniki z serem.
- Ma pan słabość do słodyczy?
- Ojejku, to jest po prostu moja pięta achillesowa.
- Dlaczego nie korzysta pan z windy w urzędzie?
- Wolę aktywność, wolę fizyczne wspięcie się po schodach.
- A to prawda, że liczy pan kroki?
- Nie sam, dostałem od córci takie specjalne urządzenie, które te kroki liczy. Przyznam się szczerze, że w okresie jesienno – zimowym, kiedy dzień jest krótszy i trudno wygospodarować ten czas na aktywność, mam taką swoją tajemnicę, no teraz już nie, w każdym razie chodzę do bramy i z powrotem, taka pętla to jest 200 metrów. Pewnie mieszkańcy teraz złapią się za głowę, ale potrafię tymi pętlami uzbierać kilka kilometrów.
- A to prawda, że pan biega wokół zalewu boryszewskiego, a i kijki jeszcze do tego dochodzą?
- Tak, lubię. Wiosną i latem. Jesienią i zimą posiłkuję się dodatkowo rowerkiem domowym i orbitrekiem. A kijki polecam wszystkim. I doradzam codzienną aktywność fizyczną.
- Jest pan grzybiarzem?
- Zapalonym, ale dla mnie największą wartością jest ten czas spędzony w lesie. Mogę znaleźć jednego maślaka, a i tak będę przeszczęśliwy za te godziny spędzone w lesie.
- Na zakończenie 10 szybkich pytań. Ulubiony kolor?
- Niech będzie, że niebieski.
- Film, który mogę oglądać bez końca?
- „Ojciec chrzestny”.
- Książka, którą muszę przeczytać w najbliższym czasie?
- Pięć tomów pana profesora Andrzeja Nowaka, „Dzieje Polski”.
- Na bezludną wyspę zabrałabym?
- Na pewno Biblię.
- Potrawa, której nie cierpię?
- Kiedyś salceson, w okresie dzieciństwa. Dziś jestem raczej tolerancyjny pod tym względem.
- Na parkiecie radzę sobie…?
- Basi na stopę nigdy nie nadepnąłem.
- Gdybym musiał wybrać inną drogę zawodową, to zostałbym…?
- Odpowiem słowami piosenki Edith Piaf: „Nie żałuję niczego”.
- Potrafię być pamiętliwy?
- Nie, złe emocje wyrzucam z siebie, wziąłem to ze sportu.
- Najlepsze wakacje spędziłem na…?
- Każde spędzone z rodziną wakacje są najlepsze.
- Wymarzony prezent pod choinkę?
- Obecność wszystkich bliskich wokół mnie.
- I tego życzę, dziękując za rozmowę.
- Dziękuję.
realista18:21, 07.10.2022
ło matko, ociepalmy wizerunek burmistrza? a jakieś zainteresowania i pasje? oczywiście oprócz tych naleśników z serem bo te chyba większość lubi?
Mandolina19:54, 07.10.2022
Świetny wywiad.
jajo czy zbuk20:02, 07.10.2022
nie padło jedno pytanie, kto teraz trenuje tego byłego sportowca.
Dhki08:53, 08.10.2022
Minister
Adam 13:51, 10.10.2022
Jak to kto Basia trenuje teraz .
jan20:28, 07.10.2022
on w tym lesie zamiast grzybów zbiera chrust na ogrzanie domostwa bo pis to bieda na emeryturze
Gosc20:29, 07.10.2022
Najbardziej pamiętliwy facet. I jak to się ma do tego co bredzi? I panie burmiszczu jak sie ma pana powiedzenie pycha kroczy przed upadkiem.... już niedługo...
Korek21:03, 07.10.2022
I juz teraz wiadomo kto kopie ten dół finansowy pod Sochaczewem - nasz górnik dołowy!
Cenzor22:51, 07.10.2022
Tu Sochaczew PiS
Jak Trybuna Ludu organ partyjny PZPR
mixer08:08, 08.10.2022
ja tylko na chwilę - co do salcesonu- kiedyś mówili na niego *cwaniaczek* , bo się za granicę nie dał wywieźć , a dzisiaj dobry kosztuje powyżej 30 zeta za kilogram
jak w ZK18:00, 08.10.2022
do bramy i z powrotem, tak wkoło, jakie to znamienne.
tomek08:38, 09.10.2022
znasz z doświadczenia.
,.,06:44, 10.10.2022
propaganda pełna gębą...
Adam13:56, 10.10.2022
Piszecie propaganda, osobiście nie znam gościa ale ten prywatny wywiad bez tematów zawodowych ,to nawet wygląda że to spoko gość ,także nie wiem zaraz czemu te obelgi a nie wiedziałem że taki wybitny sportowiec kiedyś z niego był także podkreślę że prywatnie spoko gość.
inna bajka14:49, 10.10.2022
Rzeczywiście jak się go nie zna osobiście to można powiedzieć, że całkiem spoko gość. Ale jak nie jesteś z jego politycznej bajki to już gorzej, można powiedzieć masakra!
19 0
dokladnie - po prostu zalosny artykulikale czego mozna sie spodziewac po tubie pissu i burmistrza