Tomasza Sołdaczuka z Sochaczewa kojarzymy przede wszystkim z dwoma zjawiskami: motocyklami i akcjami charytatywnymi dla chorych mieszkańców, które przez lata wspólnie z przyjaciółmi organizował. Tymczasem ostatniej wiosny jak grom z jasnego nieba uderzyła w nas wiadomość, że on sam jest chory i potrzebuje naszej pomocy. Odzew był natychmiastowy. Dziś Tomek twierdzi, że jest zdrowy. - Przeszedłem 5 terapii jednocześnie i mam pojęcia, która pomogła.
- Byłem mocno zdziwiony. Nowotwór jest tak podstępną chorobą, że niestety nie odczuwa się go, przynajmniej w początkowym okresie. I nagle pod koniec lutego pogotowie zabrało mnie z pracy. Okazało się, że mam w głowie guz wielkości pięści. Diagnoza brzmiała jak wyrok. Glejak IV stopnia. To bardzo złośliwy nowotwór – zaczyna swoją opowieść.
Jak sam mówi, w tym nieszczęściu miał też szczęście. Trafił na świetnych fachowców, którzy otoczyli go troskliwą opieką, traktując niemal jak członka rodziny. I podjęli się wycięcia guza. I zrobili to, jak mówi Tomek, z makroskopową precyzją. Jednocześnie ruszyła fala pomocy dla sochaczewianina. Akcja zbierania środków nie trwała długo, w pewnym momencie Tomek powiedział wprost: wystarczy.
- Dziękuję wszystkim mieszkańcom naszego miasta, powiatu, swoim przyjaciołom, znajomym. To dzięki temu wsparciu i dzięki temu, że lekarze też jeżdżą na motocyklach, miałem między innymi otwarte drzwi do wszystkich klinik onkologicznych w Polsce. Dostałem telefon na biurko do krakowskiego centrum, gdzie bardzo ciężko się dostać. Przyjęto mnie od razu. Niemniej kontynuowałem leczenie w warszawskim szpitalu.
W międzyczasie Tomek zdobywał wiedzę na temat swojej choroby i metod jej skutecznego leczenia. Czytał książki, artykuły i rozmawiał z doświadczonymi ludźmi. Już wiedział, jak walczyć z chorobą, a co jest zwykłym szarlataństwem.
- Miałem 5 alternatywnych terapii jednocześnie, która pomogła? Nie mam pojęcia. Być może właśnie ta z NFZ-tu, którą dostałem w centrum onkologii w stolicy. Nie wiem. Tak czy inaczej, chcąc uratować to moje życie, czerpaliśmy ze wszelkiego dobrodziejstwa, które było w naszym zasięgu i na dzień dzisiejszy jestem zdrowy.
Tomek przeszedł już dwie kontrole, nowotwór nie odrasta, nie ma go też nigdzie indziej. Kolejne badania przed nim, bo te będą się powtarzały co trzy miesiące przez rok.
- Przez ten czas będę się starał zrobić wszystko, by oddać to dobro, które dostałem. Mam mnóstwo energii i chęci działania.
- Powiedział mi pan niedawno, że leżąc w szpitalu, chorując, dzień i noc nie przestawał pan myśleć o tym, jak sensownie pomagać.
- W tym momencie, gdy to pani tak powiedziała, aż dostałem gęsiej skóry. Faktycznie tak było. Bo żeby pomóc ludziom, trzeba wiedzieć, jak to robić. Trzeba wiedzieć, w jakiej kolejności zażyć lekarstwa, żeby dały najlepszy efekt. Do kogo pojechać, a kogo zdecydowanie ominąć. Uważam, że wiedzę na temat skutecznego leczenia nowotworów trzeba w końcu zgromadzić w jednym miejscu i udostępnić chorym.
W najbliższym czasie Tomek planuje założyć jednoprocentową fundację, która pomagać będzie wszystkim, a szczególnie chorym dzieciom, dzięki której potrzebujący otrzymają nie tylko pomoc materialną, ale, a może przede wszystkim natury psychologicznej.
- Bo osobiście uważam, i nie jest to tylko moja opinia, że w walce z nowotworem, jak zresztą pewnie z każdą chorobą, najważniejsza jest psychika.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz