Pracownik samorządowy, radny, były radiowiec, raper, aktor, youtuber, organizator festiwalu, konferansjer, sportowiec, grafik. Dziś naszym gościem jest Daniel Janiak. Rozmawiamy o jego miłości do polskich seriali, skłonności do wakacyjnych przygód, jak tej z lemurem i wybaczaniu, które przychodzi mu łatwo i szybko.
- Skąd bierzesz czas na wszystko, co robisz w życiu?
- Moim zdaniem kluczem jest dobra organizacja, umiejętne rozplanowanie czasu. Faktycznie jednak, czasami trudno to wszystko zmieścić w 24 godzinach.
- To z tego powodu zawiesiłeś swój kanał youtube?
- Tak, delikatnie musiałem się odsunąć, bo jednak przygotowywanie kolejnych odcinków pochłania mnóstwo czasu. Niemniej, 23 tysiące fanów udało się zdobyć.
- To prawda, że jesteś fanem starych polskich seriali?
- Tak.
- Twoje TOP 3.
- Na pewno „Dom”, „Alternatywy 4” i „Zmiennicy”, ale muszę jeszcze dodać „Daleko od szosy”.
- Słuchasz też muzyki z tych filmów.
- Obowiązkowo.
- Zbierasz płyty winylowe, ale też repliki starych samochodów.
- Tak, w skali 1:43. To stare samochody PRL-u.
- Jak to jest, że ty masz podobno słabą pamięć, ale bardzo dobrą do cytatów i tekstów piosenek.
- Muszę ci powiedzieć, że nie jesteś pierwszy, który zadaje mi to pytanie. Często moja żona pyta, dlaczego nie pamiętam, gdzie pięć minut temu położyłem jakąś rzecz, a jakby mnie obudził w środku nocy i zapytał, kiedy, który utwór nagrałem, wiem wszystko. Tak to już jest, nie wiem, dlaczego.
- Chciałbym, żebyś opowiedział pewną anegdotę. Jak to było, kiedy już się ożeniłeś i poszedłeś po chleb.
- O matko jedyna. No mam piekarskie nazwisko, Janiak, a moja żona jest z domu też z piekarska Zatorska. To było zaraz po ślubie. I to był znajomy sklep, można było nawet założyć, że pani, która tam sprzedawała znała moją żonę. Kładę ten chleb na ladę, a pani patrzy mi w oczy i mówi „Zatorski”. Myślę, rany, ona myśli, że po ślubie przyjąłem nazwisko żony. „Nie”, mówię, „Janiak”. A ona: „Nie, tu nie ma Janiaka”. A ja, „Jak to nie ma, ja jestem Janiak”. Chwila konsternacji, kolejka w sklepie, pani się patrzy na mnie i w końcu wydusza: „Ale tu o chleb chodzi”. Było trochę śmiechu.
- A ty dalej boisz się trawy?
- W dzieciństwie się bałem. To zawsze mój starszy brat mi wytyka, że w dzieciństwie miałem podobno różowy kocyk, który kładziono na środku trawnika i była gwarancja, że ja z tego kocyka nie zejdę. Wystarczyło mnie ponoć rzucić źdźbłem trawy, a urządzałem ryk. Dziś już tak nie ma, gram w piłkę na trawie i nie boję się jej.
- Podobno lubisz gotować. Makarony to twoja specjalność?
- Tak, bo moja żona je uwielbia.
- Ale ty podobno je robisz nie z przepisu, ale inspirujesz się sam sobą?
- Tak, to taka kulinarna kreatywność. Nie lubię podziałek, odmierzania, ważenia, wolę spontaniczne dosmaczanie. Moja żona ma podobny gust, więc wszystko pasuje.
- W sprzątaniu też się tak dogadujecie?
- Nie, kiepski jestem pod tym względem, ale na szczęście żona jest w tej dziedzinie perfekcjonistką. Za to dbam o samochody.
- Twoja żona prosiła, byś opowiedział którąś z wakacyjnych przygód.
- Którą? Tyle ich było. Ja niestety mam to do siebie, że jak gdzieś wyjeżdżam, zawsze się coś dzieje.
- Może tę z lemurem?
- To była podróż poślubna. Zaraz na początku wyjazdu na moją żonę wszedł lemur, chciałem koniecznie zrobić zdjęcie, ale on był tyłem. Powiedziano nam, że na lemury woła się „maki, maki” i najlepiej mieć przy sobie banana. Akurat miałem. Wyjąłem go i zawołałem „maki, maki”. Lemur musiał być bardzo głodny, bo skończyło się na tym, że ugryzł mnie do krwi, a ja musiałem przyjąć pięć dawek szczepionki przeciwko wściekliźnie.
- Ale latać samolotem nie lubisz, podobnie jak ja.
- Pewnie też tak masz, że przyjmujesz narkozę przed wylotem?
- No tak, ale nie wkładam kredek do uszu.
- Okej, ale ja już nie mam tej kredki.
- Jesteś bardzo kreatywny, rapujesz, nawet śpiewasz, jak u siebie na „Weselu”, byłeś też aktorem.
- Epizodystą, w „Wołyniu”.
- Ale radiowcem nie byłeś epizodycznie.
- Nie, i cały czas to miło wspominam, zawsze, kiedy wchodzę do radia, czuję się jak w domu.
- I sam sobie nalewasz wodę.
- No właśnie.
- Co dała ci praca w radiu, tak z dzisiejszej perspektywy?
- Dla młodego chłopaka stanięcie po drugiej stronie sitka było bardzo ekscytujące, więc na pewno pobudziła moją kreatywność.
- Równie bliską twojemu ciału koszulą jest sport. Nawet ostatnio grasz.
- Tak, jako bramkarz. I nawet coś wyjmuję.
- Na zakończenie 10 tradycyjnych pytań. Ulubiony kolor?
- Mam kilka, bo jestem kreatywny, bo jestem grafikiem, mnóstwo kombinuję z kolorami. Natomiast ostatnio, zielony.
- Film, który mogę oglądać bez końca.
- „Sami swoi”.
- Książka, którą muszę w najbliższym czasie przeczytać.
- „Narzeczona nazisty”.
- Na bezludną wyspę zabrałbym?
- Żonę.
- Potrawa, której nie cierpię.
- Wszystko z grzybami.
- Na parkiecie radzę sobie.
- Na parkiecie wywijam jak Travolta.
- Gdybym musiał wybrać inną drogę zawodową, to zostałbym?
- Nie wiem, ale z każdej bym się cieszył, dopóki byłoby zdrowie.
- Potrafię być pamiętliwy?
- Szybko wybaczam.
- Najlepsze wakacje spędziłem na, w?
- Najlepsze wakacje spędzam zawsze z żoną.
- Wymarzony prezent na urodziny?
- Uwielbiam prezenty i cieszę się ze wszystkiego jak dziecko.
/wywiad na podstawie audycji Radia Sochaczew „Radiowy RTG”/