Miał być lotnikiem, ale jego życie potoczyło się inaczej. Nie lubi fałszu, braku lojalności i oszustwa. Analityczny, zaradny, nigdy nie odmawia pomocy i… dobrego żartu. Jego pasją są motoryzacja, narty i zwiedzanie nowych miejsc. Na co dzień prowadzi najstarszy pub w Sochaczewie, czyli Club 77, zwany po prostu Siódemkami. Dziś w naszym „Rentgenie” znany połowie miasta Zbyszek Kaliński.
- Zacznijmy od tych żartów. Koledze podobno zginął samochód.
- Owszem, to był okres zimowy, byliśmy za granicą. Udało nam się wyciągnąć kluczyki z hotelowego sejfu i przestawiliśmy koledze samochód. I się zaczęło, próby dzwonienia na policję, do konsulatu, ogólne wielkie poruszenie.
- Bardzo był zły kolega, gdy samochód już się znalazł?
- Trochę focha miał, na szczęście mu przeszło.
- Pytanie, czy przeszło drugiemu koledze, gdy wkręciłeś go, że w sanatorium będzie spał na piętrowym łóżku?
- No do dziś się odgraża, bo uwierzył, ale ja już szykuję kolejny żarcik.
- Grupa przyjaciół pojechała na Hel rowerami, co zrobił wtedy Zbyszek?
- Namawiali mnie oczywiście, ale mówię, słuchajcie, ja się tyle w pracy napedałuję, tyle kilometrów zrobię, że naprawdę nie mam na to ochoty. I odmówiłem wspólnego wyjazdu. Ale dowiedziałem się, o której wyjeżdżają z Sochaczewa, o której będą mniej więcej na Helu i kiedy oni załadowali się do pociągu z rowerami, ja z żoną, i też oczywiście z rowerami, samochodem pojechaliśmy do Władysławowa. Mieliśmy na tyle czasu, że na tych rowerkach pojechaliśmy na Hel i tam oczywiście czekaliśmy na moich kolegów, których serdecznie pozdrawiam. Oni dojechali pociągiem do Gdyni, potem promem na Hel, byli przy tym trochę spóźnieni. No i zacząłem wkręt. Byliśmy cały czas na telefonach i powiedziałem im, że przeglądam właśnie strony internetowe, że znalazłem tu taką kamerkę, żeby się do niej ustawili, pomachali, ja im zrobię screeny i będą mieć cudowną pamiątkę. Schowaliśmy się z żoną troszkę między jachtami, a oni grzecznie wykonali wszystkie moje, liczne polecenia. Potem wkręt powtórzyłem jeszcze dwa razy, prowadząc ich na przykład do tej, a nie innej restauracji, karząc gdzieś podjechać, zatrzymać się. Co ciekawe, dwa razy koło nich z żoną przeszliśmy i nie zauważyli nas. To było naprawdę zabawne.
- Skąd się biorą u ciebie takie pomysły?
- Nie wiem, chyba się z tym urodziłem.
- To jak to było z tą chęcią bycia lotnikiem?
- Jak każdy w szkole podstawowej, jeden chciał być strażakiem, inny górnikiem, policjantem, ja chciałem być pilotem i nawet coś w tym kierunku zacząłem robić. Niestety, musiałem zrezygnować, a to ze względów finansowych przede wszystkim. Bo samo zdobycie licencji to nie wszystko, potem trzeba robić wznowienia, podtrzymania nawyków, tego jest tak dużo i wszystko kosztuje, a inne miałem w życiu priorytety. Ale cały czas, gdy przelatują samoloty, zadzieram głowę do góry.
- Lubisz wyjeżdżać, ale przede wszystkim lubisz zwiedzać, nie potrafisz pojechać na plażę i leżeć plackiem.
- No nie. Zawsze planujemy intensywne zwiedzanie, tu mistrzynią jest moja żona, ona tak wszystko przygotuje, że wie, gdzie, co i o której, ja tylko pozostaję kierowcą, towarzyszem i kontemplatorem tego zwiedzania.
- To opowiedz o waszym ostatnim powrocie z Chorwacji i przygodzie w węgierskim Tokaju.
- Zaplanowaliśmy zjedzenie czegoś na wskroś węgierskiego, całą drogę nic nie jedliśmy, żeby móc się nakosztować słynnym gulaszem czy plackiem po węgiersku. Przyjechaliśmy do hotelu, szybko się zameldowaliśmy i poszliśmy do restauracji słynącej z lokalnych dań. Tu muszę podkreślić, że to była niedziela, godzina 19.00, byliśmy w centrum słynnego miasta. A w lokalu nikogo nie ma. Kelner, gdy nas zobaczył, przed nosem zamknął nam drzwi. To był pierwszy szok, a potem rozpoczęła się cała seria przygód, która kompletnie zrujnowała nasze wyobrażenie o tym miejscu. Dodam, że może to tylko nasze doświadczenie, ale w tym miejscu był wielki kłopot w porozumieniu się w języku angielskim czy niemieckim, nawet młode dziewczyny w hotelu, gdy usiłowaliśmy się z nimi porozumieć, odpowiadały po węgiersku, co było może nawet trochę zabawne, ale dziwne w miejscu tak turystycznym.
- Ty jesteś po technikum mechanicznym w Sochaczewie, to stąd zamiłowanie do amerykańskich samochodów?
- No tak. Ale obróbka i skrawanie nigdy mnie ciągnęły. Zrezygnowałem z technikum i poszedłem do samochodówki, ale nie było takiego technikum, więc padło na samochodową zawodówkę. Skończyłem ją, a potem wieczorowo, bo nie było innej możliwości, technikum o takim profilu. I powiem, że we krwi mi chyba cały czas trochę tej etyliny pływa.
- A dlaczego właśnie amerykańskie wozy, a nie europejskie?
- Ze względu na prostotę, to ona mnie kręci. Jak to ktoś kiedyś powiedział: STOP HYBRID GO V6.
- A o tobie ktoś powiedział kiedyś, że jesteś Adam Słodowy 2.
- Rzeczywiście, ja wszystko naprawiam.
- I nie lubisz fuszerki.
- Nie lubię. Ta idea przyświeca mi całe życie. Wszystko się da naprawić. Dziś są takie czasy, że jak się coś psuje, zaraz się wyrzuca. To dotyczy nie tylko rzeczy, ale i życia prywatnego. I to mi się nie podoba.
- Podobno robisz bardzo dobre śniadania, w tym jajka na miękko.
- Idealnie trafiam w punkt.
- Czy to prawda, że jak idziesz do jakiejś knajpy, żeby ją sprawdzić, zamawiasz zawsze schabowego z kością?
- Oczywiście, jak ktoś popsuje schabowego z kością, nie ma o czym rozmawiać. Trzeba pamiętać jedno, mięso się psuje od kości, więc łatwo wyczuć, czy danie jest świeże.
- Od 1991 roku prowadzisz dziś najstarszy pub w Sochaczewie. Jak to się zaczęło?
- Od 1987 roku jeździłem za granicę, do Niemiec i Holandii, żeby jakoś sensownie zarobić. Tygodniowo wykręcaliśmy po sto godzin pracy. Przerwy robiło się tylko na spanie, żeby zarobić jak najwięcej, żeby nareszcie coś mieć. Do dziś szukam człowieka, który zainspirował mnie do założenia takiego interesu. Co tu kryć, prowadzenie pubu to praca całą dobę, polecam każdemu, kto się nudzi. A jak do tego doszło fizycznie? Wspólnie z serdecznym kolegą, z którym utrzymuję kontakt do dziś, postanowiliśmy to zrobić, otworzyliśmy klub i tak to się kręci do dziś.
- Dwa pokolenia odchowane, co się zmieniło przez ten czas, czy nadal mamy ochotę się spotykać?
- Do spotykania zawsze mieliśmy chęć. Do dziś odwiedzają nas ludzie, którzy przychodzili do pubu 30 lat temu, czasami przyprowadzają dzieci, a czasami już wnuki. To jest bardzo wzruszające i umacnia w przekonaniu, że warto było. Co się zmieniło? Przede wszystkim wtedy młodzież przychodziła bez tego diabła, czyli telefonu, którego dziś nawet w pubie nie wypuszcza z ręki. Mimo że mogą między sobą rozmawiać, piszą, przeglądają.
- Ale średnia wieku odwiedzających was klientów się zmieniła. Wtedy to było 20 lat, dziś jest 40.
- To prawda, ale to też jest fajne.
- Na zakończenie seria tradycyjnych pytań do naszych rozmówców. Ulubiony kolor?
- Granatowy.
- Film, który mogę oglądać bez końca?
- „Skazani na Shawshank”.
- Na bezludną wyspę zabrałbym?
- Żonę!
- Potrawa, której nie cierpię?
- Czernina.
- Na parkiecie radzę sobie?
- Muzyka mi w tańcu nie przeszkadza.
- Gdybym mógł wybrać inną drogę zawodową, to zostałbym?
- Pilotem.
- Potrafię być pamiętliwy?
- Staram się nie.
- Najlepsze wakacje spędziłem?
- Na Mazurach.
- Wymarzony prezent, który chciałbym dostać na urodziny?
- Model samolotu Mustanga.
- Zatem modelu ci życzę i wszystkiego dobrego. Dzięki za rozmowę.
- Dziękuję również.
/ tekst na podstawie audycji "Radiowe RTG" Radia Sochaczew/
piwosz19:48, 03.11.2022
Drugi taki a może pierwszy bo chyba jest starszy niż siódemki, to był pub u ,,Szwejka" w środku osiedla za -media ekspert. Prowadził go słynny Darek Pietrzak -prawdziwy Szwejk. Niestety już nie żyje. Wraz z jego śmiercią bar został zamknięty. A szkoda. Tam dopiero były klimaty niezapomniane. Ale specyfika tego przybytku pozwalała odreagować stresy z tygodnia. Było wesoło. Ludzie się poznawali, kłócili, godzili ale wzajemnie szanowali. Nawet więcej, pomagali wzajemnie jak mogli. A teraz tego brakuje. Szkoda, że ludzie tak szybko odchodzą.
Jarek22:57, 03.11.2022
Znam człowieka i znam lokal
Nie przychodzi tam hołota a jak ktoś szuka zadymy to szybko jest "prostowany"
Szacunek dla Ciebie Zbyszku
Olo06:10, 04.11.2022
Super miejscówka, super właściciele! Najlepszy pub w mieście, a może i w powiecie!
Kaśka16:10, 04.11.2022
Super lokal na spotkanie ze znajomymi. Właściciele bardzo fajni. ?
Jan 07:59, 05.11.2022
W dziesionie na senatorskiej jest lepiej
mixer10:10, 05.11.2022
kilka lat nie byłem w pubie , zrażały mnie ceny , te same butelki, a cena 2,5 raza wyższa,nie wiem jak jest pod 77 , nigdy tam nie bylem.Koleś wrócił z Anglii , piwo w sklepie 1 funta , w pubie 5-7 funtów za pintę . Tam puby są inne niż nasze pijalnie,piwo beczkowe , niepasteryzowane, lokalne .Puby w Anglii też zaczynają świecić pustkami. A pod 77 wpadnę kiedyś , (w celach naukowych ,oczywista) !
Óć10:22, 05.11.2022
Skąd pomysł na "77 "? W Łodzi , na Piotrkowskiej 77 był kiedyś sławny klub studencki "pod siódemkami"
Ewa12:48, 06.11.2022
Przynajmniej jeden normalny lokal ,a nie same pizze i kebaby.
Mikołaj16:33, 06.11.2022
76% lubi Zbyszka. Startuj na burmistrza Sochaczewa. Takich ludzi nam trzeba.
Mi16:35, 06.11.2022
Startuj Zbyszek ???
1 1
toś mnie załamał z tą hołotą , a miałem przyjść.