Rozmowa z Maciejem Małeckim, sochaczewianinem, posłem na Sejm RP
Jakie cechy charakteru, osobowości powinien przejawiać dobry polityk?
Myślę, że powinien mieć dobry słuch. Umiejętność rozmowy też jest bardzo cenna, ale przede wszystkim trzeba słuchać ludzi. Nie różnych grup nacisku, ale wyborców. Liczy się także umiejętność współpracy. Ja zawsze namawiam do wspólnych działań u nas w Sochaczewie. To się nam coraz lepiej udaje. Dzięki współpracy starostwa i ratusza remontujemy na przykład ulicę Trojanowską, startujemy z geotermią, restaurujemy parki, ruszamy z budową nowego mostu na Bzurze. Moja rola to wspieranie samorządów w pozyskiwaniu dotacji rządowych na realizację tych i innych projektów. Mamy efekty. To jest dobra polityka, bo ludzie mogą zobaczyć jej działanie u siebie, za oknem. Dobry polityk musi doprowadzić do tego, żeby polityka była skuteczna a jej rezultaty widoczne za oknem.
Dlaczego wszedłeś na drogę polityką, co cię skłoniło do tego?
Jeśli miałbym szukać winnych (śmiech) to wskazałbym na rodziców, babcię i dziadka i sposób, w jaki wychowywali moje rodzeństwo i mnie. Dorastałem w domu, w którym się mówiło o patriotyzmie, wartościach, o tym, że jest dobro wspólne i że jest ono ważne. To mnie najpierw pchnęło na studia historyczne, a później do polityki. Miało znaczenie też to, co widziałem obok siebie najpierw w latach osiemdziesiątych, czyli u schyłku PRL-u, a potem w dziewięćdziesiątych. Byłem zbuntowany, bo zmiany, na które oczekiwali moi rodzice i ja, zamiast satysfakcji przyniosły rozczarowanie, poczucie zawodu. Polityka bardziej się troszczyła o najsilniejszych, także funkcjonariuszy tamtego systemu, o duże miasta, niż o nas. To mi się nie podobało, chciałem żeby było inaczej i chciałem mieć na to wpływ. Dlatego w 91’ roku jeszcze jako uczeń sochaczewskiego LO im. F. Chopina wstąpiłem do Porozumienia Centrum.
Czy doświadczenia z pracy w samorządzie powiatowym, miejskim ułatwiły pracę w parlamencie, w rządzie?
Na pewno. Dzięki doświadczeniu w samorządzie poznałem politykę od strony praktycznej, czyli jak to zrobić, żeby było zrobione (śmiech). Bo nie wystarczy wiedzieć, że miastu jest potrzebny stadion, należy jeszcze innych do tego przekonać, pozyskać fundusze, wybrać odpowiedniego wykonawcę, nadzorować budowę itd. Na każdym etapie coś się może nie udać i pogrzebać dobry pomysł i jeszcze lepsze chęci. A ja od początku w polityce chciałem robić coś konkretnego a nie tylko o tym debatować. Poznałem też ograniczenia samorządów dotyczące większych a bardzo potrzebnych projektów. Otóż w czasie, gdy byłem przewodniczącym Rady Miejskiej, rząd SLD oddał do użytku obwodnicę, o którą latami walczyliśmy. Ale na barki miasta przerzucił remont zniszczonych przez tiry dróg w ciągu ulicy Warszawskiej i Traugutta nie dając na to ani grosza. I musieliśmy sobie radzić sami, co nie zawsze było możliwe. Dlatego, gdy zostałem posłem, było dla mnie oczywiste, że muszę wspierać ważne inwestycje, pozyskiwać środki, walczyć o wsparcie.
Z wykształcenia jesteś historykiem, zawód wykonywany – polityk, pasja – piłka nożna – która z tych „dyscyplin” jest Ci bliższa, bardziej „wciągająca”?
Historia i sport - nie tylko piłka nożna - to moje pasje. Stale rozwijam swoje wykształcenie. Skończyłem już m.in. studia menedżerskie, zarządzanie zasobami pracy na SGH czy wykorzystywanie funduszy unijnych w WSKSiM w Toruniu. Przy czym uważam, że trzeba się uczyć historii i za nic nie wolno się godzić na mniejszą liczbę lekcji czy obniżanie poziomu edukacji w szkołach. Nie da się zrozumieć obecnych dylematów krajowych i sytuacji międzynarodowej bez znajomości historii. Dogonił nas problem, że kraje Europy Zachodniej nie doświadczyły dramatu okupacji niemieckiej w takim zakresie co Polska. Nie wiedzą co to masowe rozstrzeliwania, łapanki. Nie doświadczyły także komunizmu i nie zdają sobie sprawy, że pozostawił swoje ślady do dziś np. w postaci gorszych zarobków, problemów w służbie zdrowia, w systemie drogowym czy w sądownictwie. Zdarza się też, że gdy walczymy o swoje racje na forum europejskim czy światowym, w przypadku niektórych krajów zderzamy się z mentalnością zaborcy, czyli silniejszego, który chce dominować a nie negocjować. Dlatego jestem zdania, że historii trzeba się uczyć. A co do sportu, to z w-fu w czasach moich lat szkolnych nie wagarowaliśmy (śmiech).
Wśród polityków krajowych, światowych (niekoniecznie współcześnie żyjących) – który jest dla Ciebie autorytetem? I dlaczego?
Może powiem o tych, którzy odeszli. Mam ogromny szacunek do polityków okresu międzywojennego, takich jak Dmowski, Korfanty, Witos czy Piłsudski. Przykład ich działalności publicznej, daje nam wspaniałą lekcję historii - tu też wracam do tego, co powiedziałem wcześniej, że teraźniejszość ma swoje korzenie w przeszłości. Powinniśmy o tych politykach pamiętać w stulecie odzyskania niepodległości, ale nie tylko. Pokazują, że można się różnić a zarazem wspólnie działać w sprawach najważniejszych dla kraju. Ale także, że da się załatwiać sprawy polskie we własnym domu, a na forum międzynarodowym bronić go jednym głosem. Podziwiam też Lecha Kaczyńskiego za jego dalekowzroczność i chodzenie pod prąd głównych nurtów, które często kręciły Polską w złą stronę.
Czy i jak, wśród tylu obowiązków zawodowych, udaje się znaleźć czas dla siebie, dla najbliższych, ale i na pasje, odpoczynek?
Staram się to wszystko godzić i nie zaniedbywać bliskich, zwłaszcza rodziców. Uważam, że muszę mieć czas dla nich, bo to mój obowiązek, ale to jest oczywiste chyba dla każdego. Odpoczywam aktywnie na sportowo, ale też ostatnio oglądając piłkę nożną, chociaż mundial był dość stresujący (śmiech).
Co Cię motywuje, nakręca do działania?
Lubię to, co robię. Jestem posłem ze wspaniałego okręgu, spędzam w nim większość czasu, gdy Sejm nie obraduje. Mam osobistą satysfakcję, gdy tu u siebie ludzie mnie zaczepiają na ulicy, żeby wesprzeć, powiedzieć coś miłego, uścisnąć rękę. A zdarza mi się to dość często. Oprócz spraw związanych z pracą w okręgu zajmuję się problemami energii i tego, co dotyczy gospodarowania majątkiem skarbu państwa. Na półtora roku dołączyłem do ekipy rządowej, aby pomóc we wprowadzaniu w życie nowej formuły zarządzania spółkami skarbu państwa. Ten proces się udał, ale wymagał dużej mobilizacji. Spółki trafiły do poszczególnych ministrów, zgodnie ze swoim profilem biznesowym, czyli rodzajem działalności, który prowadzą. Ich wyniki za ostatni rok są rekordowe, więc zmiana, która zaszła była na pewno korzystna. Ja wróciłem do Sejmu, gdzie od kilku miesięcy jestem przewodniczącym Komisji do Spraw Energii i Skarbu Państwa. To także bardzo ciekawa, ale i wymagająca funkcja. Tylko, że o to chodzi. Właśnie trudne zadania i chęć, żeby im sprostać nakręcają mnie do działania, stymulują.
Zapewne są też w twojej pracy momenty trudne, do tego presja czasu, i mediów, i nie tylko – jak udaje się to wszystko odreagować, „przetrawić”?
Presja czasu i konieczność pogodzenia spraw, z których każda jest „ważna” lub „bardzo ważna” jest wielka. To, że daję radę jest nie tylko moją zasługą, ale też zespołu, który udało mi się zbudować w Sochaczewie, Żyrardowie i innych miastach okręgu. Mam także dobre, eksperckie zaplecze w Komisji, świetnych współpracowników w Warszawie. Na media nie narzekam, mam z nimi bardzo dobre relacje. W ogóle nie narzekam, bo praca posła, czy ministra to zaszczyt. Jak ktoś kręci nosem, że jest zmęczony, czy przeciążony to powinien ustąpić, bo się nie nadaje do tych funkcji.
Co jest najtrudniejsze w zawodzie polityka?
Odpieranie ataków o błahostki, tam, gdzie udało się coś gruntownie zmienić na lepsze np. jak w przypadku 500 plus, obniżenia wieku emerytalnego czy teraz wyprawki dla uczniów. Ciągła konieczność przeciwstawiania się tzw. fake newsom, czyli zwykłym kłamstwom, które są obecnie używane jako narzędzie polityczne. Często odpieram ataki na spółki skarbu państwa, chociaż wszystkie pod nowymi zarządami poprawiły wyniki, a niektóre nawet zwielokrotniły zyski jak LOT, Przewozy Regionalne czy Jastrzębska Spółka Węglowa. Niestety, tej gry nie fair w polityce jest ostatnio bardzo dużo.
Poprzez swą pracę, dużo podróżujesz, poznajesz ludzi, różne miejsca. Jaka jest widziana twoimi oczami Polska i Polacy? Z tych małych wsi, większych miast i metropolii?
Tych spotkań mam ostatnio sporo, nie tylko w swoim okręgu. Znalazłem się w gronie 30 polityków Prawa i Sprawiedliwości wybranych do akcji „Polska jest jedna”. Uczestniczą w niej premier, ministrowie i najbardziej znani przedstawiciele PiS. Wziąłem udział już w ponad 20 takich spotkaniach w różnych częściach kraju. One są czasami przerywane przez etatowych zadymiarzy, ale nie zmienia to faktu, że cieszą się olbrzymim powodzeniem. Ludzie chętnie na nie przychodzą. To dlatego, że my zaproponowaliśmy politykę odpowiadającą na wiele potrzeb społecznych, konkretne programy i działania. Politykę, która trafia do portfeli wielu ludzi i zmienia życie w mniejszych miejscowościach, a nie tylko jak do tej pory w dużych metropoliach. Tego się nie da zakrzyczeć.
Każdy ma swoje wady i zalety, a jakie ma poseł Maciej Małecki?
Moi współpracownicy najczęściej mówią mi, że jestem perfekcjonistą. To nieuleczalne, więc oni i ja jakoś musimy z tym żyć (śmiech). Kilka osób skarżyło się, że za wcześnie zaczynam dzień pracy. No i jeszcze bardzo lubię słodycze, ale tak mam już od dzieciństwa. To chyba zaleta, prawda? (śmiech).
rozm. A. Syperek
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz