Już nawet nie jeden bis, a dwa, i oczywiście „Jej portret” za tym drugim razem. Zespół Włodzimierz Nahorny Trio zaczarował publiczność. I taki był plan: balladami złagodzić podsycane współczesną niestabilnością wszystkiego, co wokół nas, emocje. Wyjątkowy, liryczny, delikatny, a przy tym mistrzowski koncert w niedzielę 29 sierpnia zakończył Sochaczewski Festiwal Jazzowy. I był to finał, który w większości publiczności pozostanie na zawsze. Jak wymownie powiedział kontrabasista Mariusz Bogdanowicz na zakończenie jazzowego spotkania z mieszkańcami Sochaczewa i okolic: - Też trudno się nam z państwem rozstać, mam zatem propozycję, zabierzcie nas do domów. I zabraliśmy.
[FOTORELACJA]10723[/FOTORELACJA]
W niedzielę 29 sierpnia Sochaczewski Festiwal Jazzowy roku 2021 doczekał się wyjątkowego finału. Po raz pierwszy w naszym mieście zagrał Włodzimierz Nahorny, pozostając wierny swojemu trio. W atmosferę i tematykę koncertu wprowadzał zebranych kontrabasista Mariusz Bogdanowicz, bo, jak sam mówił, „Włodziu jest zbyt skromny”. To on, już po kilku utworach wytłumaczył, dlaczego publiczność słyszy tylko liryczne ballady z płyty „Okruchy dzieciństwa”:
- W dzisiejszym czasie myślę, że zarówno my jako muzycy, jak i państwo, najbardziej tego potrzebujmy.
Trio przeniosło nas w świat niezwykle delikatnych, Bosko łagodnych brzmień i akordów, które prowokowały publiczność tyleż do cichego, spokojnego słuchania, co wychwytywania wszystkich doskonałych, mistrzowsko zagranych nut.
- Każdy koncert tego festiwalu był inny, a wszystkie doskonałe. Dzisiejszy, powiedziałbym, wręcz balsamiczny, kojący. Po raz trzeci jestem zachwycony – powiedział nam mieszkaniec naszego miasta Michał, stały odbiorca Sochaczewskiego Festiwalu Jazzowego.
Słowa Michała oddają to, co dzieje się z publicznością po każdym koncercie tego cyklu. To rzeczywiście ujmujące, że w tak małym mieście jak nasze, na koncerty jazzowe przychodzi tak świadoma i muzycznie dojrzała, a przy tym tak liczna publiczność. Oczywiście nie brakuje też gości z zewnątrz, są ludzie z Warszawy, Łodzi, Płocka czy Łowicza, co z kolei dowodzi, że Sochaczew zaczyna za sprawą wydarzeń kulturalnych, a i tego, jak wygląda, prosperować jak miasto autentycznie turystyczne.
Wszystkie gwiazdy tegorocznego Sochaczewskiego Festiwalu Jazzowego, a są to największe sławy nie tylko polskiego, ale i światowego jazzu, Włodek Pawlik, Artur Dutkiewicz i Włodzimierz Nahorny, bywalcy największych scen naszego globu, wyrazili głośno zachwyt nad sochaczewskim amfiteatrem, nad przemyślaną, oryginalną jego architekturą, która znajduje przełożenie – i to jest najważniejsze – w kontakcie z publicznością. Ów krąg widzów skupionych nad nisko położoną sceną skutkuje nie tylko niebywałą wręcz akustyką, ale, i to obie strony doceniają najbardziej, budującą się szybko mocną więzią między słuchaczami i artystami.
Ta odbita energia i przeżycie estetyczne skutkują owacjami na stojąco po każdym koncercie, również i tym razem, gdy w radosnym uniesieniu muzycy zabisowali dla publiczności aż dwa razy, na zakończenie dzieląc się z nami utworem, który rozsławił Włodzimierza Nahornego również w kręgach muzyki popularnej, czyli „Jej portretem”.
- Też trudno się nam z państwem rozstać, mam zatem propozycję, zabierzcie nas do domów - powiedział na pożegnanie Mariusz Bogdanowicz.
I większość na pewno zabrała.
5 0
Ja zabrałem.???
3 0
Ja też
2 1
A ja uciekłem od takiej muzyki
0 0
A ja z chęcią bym została dłużej na tym koncercie, gdyby nie te niewygodne i zimne siedzenia w nowym amfiteatrze.