Wigilia to dobry czas na rozstrzygnięcie konkursu naszego portalu i Radia Sochaczew. Do wygrania były głośniki bezprzewodowe ufundowane przez firmę Poltrans Sochaczew. Łącznie do redakcji spłynęło kilkanaście prac. Pierwsze miejsce i nagrodę główną zdobyła Maria Bolczak. Zwycięska bajka do wysłuchania w Wigilię w Radiu Sochaczew o 13:20.
Trzeba przyznać, że zadanie konkursowe nie było proste. Chodziło o napisanie własnej, autorskiej Sochaczewskiej Opowieści Wigilijnej, czyli bajki z motywem Sochaczewa. Konkurs skierowany był do uczniów szkół podstawowych i ponadpodstawowych z terenu powiatu sochaczewskiego.
Pierwsze miejsce za bajkę "Światło z Gwiazdy Sochaczewa" zdobyła Maria Bolczak. Drugą nagrodę zdobyła Zuzanna Plichta za bajkę "Zagubione Uczucie". Wyróżnienie także dla Anety Kubów, która, choć jest już dorosła, to także włączyła się w nasz konkurs. Poniżej prezentujemy zwycięską pracę Marii Bolczak.
Maria Bolczak - "Światło z Gwiazdy Sochaczewa"
Śnieg padał nieprzerwanie od rana, otulając Sochaczew białą pierzyną. Miasto wydawało się cichsze niż zwykle, a może to tylko chłód sprawił, że ludzie zamknęli się w swoich domach? Jednak Plac Kościuszki tętnił życiem. W centralnym punkcie stała ogromna, migocząca choinka, wokół której kręciły się dzieci i ich rodzice. Tuż obok postawiono wielką, podświetlaną bombkę, do której można było wejść. Światło wewnątrz niej tworzyło złudzenie, jakby ktoś zamknął w niej gwiazdy.
Wśród tego gwaru, na skraju placu stał 16-letni Marek. Zimno gryzło go w nos, a jego rękawiczki były za cienkie na taki mróz. Marek od zawsze mieszkał w Sochaczewie, ale w ostatnim czasie nie czuł magii świąt, która wcześniej wypełniała każdy zakamarek miasta. Ojciec wyjechał za granicę, a mama, zabiegana, wracała z pracy późnym wieczorem, więc Marek większość czasu spędzał sam. Święta przestały mieć znaczenie. W tym roku miały być kolejne, bezbarwne i nijakie.
Jednak tego wieczoru coś się zmieniło. Gdy Marek stał na placu, wpatrując się bezmyślnie w podświetlaną bombkę, usłyszał cichy głos tuż obok:
– Czy widziałeś, jak gwiazdy spadają na ziemię?
Marek drgnął i spojrzał w stronę źródła dźwięku. Obok stała dziewczynka. Miała może osiem lat, jasne włosy i czerwony płaszcz, który wyglądał na zdecydowanie za lekki jak na tę pogodę.
– Co? Jakie gwiazdy? – zapytał, zdziwiony.
– Jedna spadła na bulwary, a potem zgasło światło w moim domu. Ty jesteś duży, pomożesz mi ją znaleźć? Marek spojrzał na nią sceptycznie. Czy ktoś pozwoliłby małemu dziecku samotnie biegać po mieście?
– Nie powinnaś być z rodzicami? – mruknął.
– Nie mogę wrócić, póki nie znajdę światła.
W głosie dziewczynki było coś, co sprawiło, że Marek poczuł ścisk w sercu. Zmarszczył brwi i westchnął. – No dobra, pokaż, gdzie spadła ta twoja „gwiazda”.
Bulwary nad Bzurą były niemal puste, a ich śnieżna powierzchnia przypominała białą, niewzruszoną taflę. Jedynie tu i ówdzie widać było ślady butów, które znikły niemal natychmiast, zasypywane przez kolejne opadające płatki śniegu. Zimny wiatr przesuwał białe kłębki powietrza, jakby chciał zamieść wszystko w jeden jednolity, nieskalany krajobraz. Po drugiej stronie rzeki majaczyły słabe światła domów, a w oddali słychać było przytłumiony szum samochodów, jakby uciekały one gdzieś w mrok, niepokojącą ciszę.
– Tutaj! – zawołała dziewczynka, jej głos rozbrzmiewający w nocy, jak echo w pustym świecie. Biegła przed siebie, a śnieg trzeszczał pod jej stopami, ale nie zwalniała tempa, jakby miała w sobie cel, którego nikt inny nie dostrzegał. Zatrzymała się przy skateparku, który zimą wyglądał na zupełnie opuszczony, z porzuconymi deskorolkami i zamarzniętym torowiskiem. W miejscu, które latem tętniło życiem, teraz panowała cisza, a z zewnątrz wydawało się, że to miejsce nigdy nie miało przyszłości.
Marek podszedł ostrożnie, starając się nie zostawiać śladów w śniegu, a jego wzrok padł na coś dziwnego. Na środku jednej z ramp, niemal niewidocznej w mroku, lśniła mała smuga światła, jakby ktoś ukrył tam błyszczącą latarkę. Zastanawiał się, czy to tylko odbicie światła z okolicznych latarni, ale gdy zbliżył się, poczuł, że to coś innego.
Dziewczyna uklękła przy świetle, jej oczy błyszczały z podekscytowania. Delikatnie wyciągnęła dłoń w kierunku smugi i szepnęła:
– To kawałek Gwiazdy. Musimy znaleźć resztę.
– Gwiazdy? Przecież to niemożliwe… – zaczął Marek, z trudem wierząc w to, co słyszał. Jego myśli błądziły, próbując znaleźć logiczne wytłumaczenie, ale nie zdążył dokończyć, bo w tej samej chwili smuga światła lekko zadrżała, jakby reagując na coś, co miało się wydarzyć. A potem… zniknęła, jakby uciekła w głąb ziemi, rozpuszczając się w ciemności.
Dziewczynka nie zdziwiła się. Wstała szybko, jej twarz była poważna, a w oczach pełno było tajemnicy. Spojrzała na Marka z wyczekiwaniem, jakby coś wiedziała, czego on jeszcze nie pojmował.
– Chodźmy na zamek – powiedziała cicho, w jej głosie brzmiała determinacja. – Czas ucieka.
Marek zastanawiał się przez chwilę, czując dziwne mrowienie na karku. Nigdy nie sądził, że jego życie nagle przybierze taki obrót, ale spojrzał na dziewczynkę, a w jej oczach dostrzegł coś, czego nie potrafił zignorować. Czegoś, co przyciągało go do tej niezwykłej przygody, której początek właśnie się rozpoczął.
Ruiny Zamku Książąt Mazowieckich wyglądały groźnie w świetle księżyca, a ich mury zdawały się wciągać w siebie całą noc. Zamek, niegdyś pełen życia, teraz był tylko cieniem minionych dni. Marek szedł za dziewczynką, która z każdym krokiem zdawała się coraz bardziej pewna drogi. Śnieg skrzypiał pod ich butami, a wiatr wył w pustych oknach, jakby zamek sam w sobie stękał od bólu. Gdzieś w oddali, z głębi ruin, dobiegał ich dźwięk spadającego kamienia, który rozbrzmiewał w tej martwej ciszy jak echo przeszłości.
– Co to za „gwiazda”? – zapytał Marek, czując, jak jego serce bije coraz szybciej. Jego oddech szedł w parze z chłodnym powietrzem, a niepokój wypełniał jego piersi. Dziewczynka nie zatrzymała kroku, tylko wskazała na niebo, gdzie, pomimo zimowej nocy, gwiazdy świeciły jasno.
– To Gwiazda Sochaczewa – odpowiedziała spokojnie. – Kiedyś świeciła nad miastem, dając ludziom nadzieję i światło. Ale zniknęła. Przestała świecić, kiedy ludzie zapomnieli, jak ważne jest, by nie żyć tylko dla siebie.
– Dlaczego? – zapytał Marek, czując, jak niepokój rośnie w nim, jakby cienie wokół niego zaczynały się ożywać.
Dziewczynka odwróciła się powoli, jej oczy były pełne smutku, ale też jakiejś nieopisaną mądrości.
– Ludzie przestali ją dostrzegać. Przestali dostrzegać siebie nawzajem. Zatracili się w swoich sprawach, w swojej samotności. Zatracili coś, co kiedyś było ich siłą. Zatracili światło, które nie pochodziło od gwiazd, ale od ich serc.
Nagły szum wiatru rozdarł ciszę, a z ciemności wynurzyła się postać. Był to mężczyzna w ciemnym płaszczu i kapeluszu, który wydawał się jakby wyskoczył prosto z samego mroku. Jego oczy były jak dwa zimne, czarne węgielki, które zdawały się płonąć w tej mroźnej nocy.
– Nie wasza to sprawa! – zabrzmiał, jego głos jakby wyszedł z samego wnętrza ruin. – Gwiazda należy do ciemności, i tak pozostanie! Zostawcie ją w spokoju!
Marek poczuł, jak nogi zaczynają mu drżeć ze strachu, a serce bije coraz szybciej. Z każdym słowem mężczyzny ciemność stawała się gęstsza, jakby rozlewała się wokół nich, wciągając ich w nieznane. Strach chwycił go za gardło, jak zimna dłoń. Ale wtedy poczuł, jak dziewczynka chwyta go za rękę. Jej dłoń była ciepła, pełna siły, jakby cały jej światłość przechodziła przez nią do niego. Czuł, jak coś w jego wnętrzu zaczyna się zmieniać.
– Nie bój się. Dobro zawsze zwycięża, jeśli nie odwrócisz wzroku – powiedziała cicho, ale jej głos niósł pewność.
Marek poczuł, jak złość i odwaga mieszają się w jego sercu. Jego oddech stał się głębszy, a strach powoli ustępował miejsca determinacji. – Zostaw ją! – krzyknął, a dźwięk jego głosu odbił się echem w ruinach. Ruszył naprzód, nie oglądając się za siebie, nie patrząc na mężczyznę, który stał jak cień, pełen gniewu i ciemności. Krok za krokiem zbliżali się do celu, a w sercu Marka zapaliła się nadzieja, jak płomień w mroźnej nocy. Kiedy Marek chwycił dziewczynkę za rękę i popchnął ją w stronę wyjścia, wiatr, który jeszcze chwilę wcześniej targał ich ubrania i wił się wokół ruin, nagle ustał. Nastała cisza, która była jak oddech wstrzymany w najpiękniejszym momencie. Wokół nich zapanowała dziwna, niemal magiczna atmosfera, a w ruinach, gdzie wcześniej panowały jedynie ciemności i zapomnienie, rozbłysło światło. Było ono ciepłe i jasne, jak blask porannego słońca, które właśnie wschodziło nad horyzontem. Jego promienie tańczyły w powietrzu, rzucając na otaczający krajobraz złote refleksy.
Dziewczynka uniosła swoją drobną rękę ku górze, jakby chciała dotknąć tego niezwykłego światła, które teraz otaczało ich w promieniach tej tajemniczej mocy. W mgnieniu oka, nad ich głowami, wznosiła się Gwiazda – ogromna, błyszcząca i pełna niesamowitej mocy. Jej światło rozświetlało ruiny, w których od lat nic nie przypominało dawnych dni chwały. Gwiazda pulsowała rytmicznie, jakby miała własne serce, bijące w zgodzie z ich uczuciami, z ich nadziejami.
– Sochaczew znów może lśnić – wyszeptała dziewczynka, jej głos brzmiał jak melodia, która niosła ze sobą obietnicę lepszych dni.
Marek spojrzał na nią, widząc w jej oczach coś, co przez chwilę wydawało się nierealne – nadzieję, która nigdy nie zgasła, choć przez lata wydawało się, że wszystko już zostało stracone. Jego serce, które przez tak długi czas nosiło w sobie ból i ciężar przeszłości, teraz poczuło coś innego. Jakby z jego piersi ktoś nagle zdjął nieosiągalny ciężar. Coś, co pękało w środku, zaczęło się rozpadać na drobne kawałki, uwalniając przestrzeń, która przez tyle lat była zajmowana przez smutek i zniechęcenie.
Czuł, jak z jego duszy spływał ciężar, który był z nim od tak dawna, jakby po latach cierpienia i zwątpienia nagle przyszła odkupienie. To, co wciąż trzymało go w miejscu, w tej stagnacji i smutku, teraz pękło. Ustał niepokój, który zawsze tlił się w jego wnętrzu, a w zamian pojawiła się wolność. Wolność od przeszłości, od wspomnień, które nie pozwalały mu iść do przodu. W sercu poczuł się lekki, jakby mógł wznieść się ku niebu, w blasku tej Gwiazdy, która teraz zaczęła rozświetlać ich drogę.
Na placu Kościuszki choinka świeciła jaśniej niż kiedykolwiek. W podświetlanej bombce pojawił się nowy blask, jakby ktoś naprawdę zamknął w niej gwiazdy. Marek patrzył na ludzi, którzy śmiali się, obejmowali i cieszyli ze swojej obecności. Obok niego stała mama, która od dawna nie miała tak pogodnej twarzy. Jej oczy błyszczały, a na ustach malował się delikatny uśmiech, jakby cała jej dusza rozświetliła się tym momentem.
– Synku, gdzie byłeś? – spytała, kładąc rękę na jego ramieniu.
Marek uśmiechnął się szerzej, patrząc na świąteczne ozdoby, które teraz wyglądały jak magiczne światła z bajki. – Szukałem światła, mamo. I znalazłem – odpowiedział, czując, jak w sercu rośnie coś ciepłego.
Dzieci biegały wokół, z radością gubiąc się w tłumie, a starsi ludzie spędzali czas, rozmawiając, dzieląc się opłatkiem i wspomnieniami. Śnieg, który spadł wcześniej tego dnia, pokrył plac delikatnym, białym puchem, a powietrze pachniało świerkami i cynamonem. Czuło się, że to magiczna noc.
– Wiesz, mamo, te wszystkie światła nie są przypadkowe – dodał Marek, patrząc na bombki i migające światełka. – One mają sprawiać, że nawet w ciemności dostrzegamy coś pięknego.
Mama spojrzała na niego, a w jej oczach pojawiła się duma. – Masz rację, synku – powiedziała z ciepłem. – Takie światło to coś, czego nigdy nie powinniśmy tracić.
[ZT]80621[/ZT]
[ZT]80625[/ZT]
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz