Zamknij

Jak gadać, żeby się dogadać, czyli nastolatki w kryzysie psychicznym

16:32, 09.05.2024 Agnieszka Ryczkowska - Przywoźny Aktualizacja: 07:49, 10.05.2024
Skomentuj

W poprzednim artykule w cyklu „Jak gadać, żeby się dogadać?”, sprawdzaliśmy, co się dzieje w mózgu nastolatka i co z tego wynika, dziś chcemy poruszyć trudny temat kryzysu emocjonalnego i psychicznego dzieci i młodzieży, który w ostatnich latach narasta, również w naszym najbliższym otoczeniu. I właśnie podejmowanie tego tematu, a nie unikanie go, jest kluczowe dla próby wyjścia z tego kryzysu.

„Jeżeli coś warte jest tego, żeby to robić, warto to robić nawet niedoskonale” - to cytat Marshalla Rosenberga w odniesieniu do rodzicielstwa, a ja dziś chciałabym, aby ten cytat był myślą przewodnią w rozmowie na temat postawy nas dorosłych (rodzic, nauczyciel, wychowawca) w relacjach z nastolatkami w kryzysie emocjonalnym lub psychicznym (trudności w grupie rówieśniczej, zaniżona samoocena i niskie poczucie własnej wartości, depresja, samookaleczenia, próby samobójcze i samobójstwa).

Przyglądam się ostatnio właśnie tej relacji i mam wrażenie, że ona po stronie nas dorosłych (oczywiście nie wszystkich, ale niestety sporej części) wypełniona jest lękiem. Że boimy się tej delikatności i kruchości nastolatka, a tym bardziej nastolatka w kryzysie. Boimy się, że popełnimy jakiś błąd i tym bardziej przyłożymy rękę np. do samookaleczania się.

Do tej refleksji skłoniła mnie rozmowa jaką miałam kilka miesięcy temu z pedagogiem na temat bardzo ograniczonej dostępności TUS-ów (Treningów Umiejętności Społecznych) dla starszej młodzieży i w jej trakcie usłyszałam, że nastolatki w tych czasach to jest właśnie taka delikatna i wrażliwa materia, że potrzeba naprawdę dobrych specjalistów do „robienia czegokolwiek z nastolatkami”.

Pomyślałam sobie - co w takim razie ma zrobić nauczyciel czy rodzic, który takim specjalistą nie jest, a żyje pod jednym dachem lub też codziennie pracuje w szkole z tą delikatna materią? Poczułam, że taki sposób myślenia wypełnia nas strachem (że zaszkodzimy) i odciąga nas od naszych dzieci; że popadamy w bardzo poważny błąd zaniechania - nie będę rozmawiał z nastolatkiem o samookaleczaniu się, o próbie samobójczej ucznia czy wręcz o samobójstwie, bo zaszkodzę, bo będzie gorzej, „bo wywołam wilka z lasu”, bo od tego jest specjalista. Tworzą się tematy tabu z błędnym przekonaniem w tle, że jak się o tym nie rozmawia, to tego nie ma i nie będzie.

W tym momencie rodzi się pytanie: czy to nie jest tak, że do tych tematów potrzebny jest specjalista? Oczywiście, że tak.

Jako rodzic czy nauczyciel, nie poprowadzę fachowej psychoterapii dla mojego dziecka – od tego jest psychoterapeuta,  nie zdiagnozuję go w sposób profesjonalny – od tego jest np. pedagog, psycholog lub psychiatra, i nie przepisze mojemu dziecku leków – bo od tego jest psychiatra.

Problem tkwi w tym, że żaden z tych specjalistów nie zamieszka z moim dzieckiem i nie będzie obecny na każdej lekcji.

Zadaniem nas - rodziców, nauczycieli i wychowawców jest więc bycie pierwszą pomocą emocjonalną i psychologiczną dla naszych dzieci. I my jako dorośli nie możemy się tego bać.

Jeśli się boimy, bo nie wiemy jak –  to ważne jest, by nie zatrzymać się w tym miejscu i nie rozkładać rąk w geście bezradności. Warto wykorzystać te obawy jako impuls do zmiany. Jeśli to co robię do tej pory nie działa, a nie wiem, jak działać inaczej lub po prostu nie wiem, jak rozmawiać o kryzysie psychicznych, o samookaleczeniach i samobójstwie z moim dzieckiem (bo nawet jeśli moje dziecko samo się nie okalecza, to jest w środowisku szkolnym, w którym z tego rodzaju zachowaniami się styka i w ten sposób to też go dotyczy), to moim obowiązkiem jest się dowiedzieć i nauczyć, jak to robić. W dzisiejszych czasach ta wiedza jest na wyciągniecie ręki: można czytać książki i artykuły, słuchać podcastów i webinariów, wejść na stronę „życie warte jest rozmowy”, gdzie jest dużo darmowych materiałów, zapisać się na szkolenie np. online , a jeśli potrzebuję praktyki, to na warsztaty, można w końcu rozmawiać z innymi doświadczonymi rodzicami i nauczycielami.

Uczmy się i pamiętajmy, że jako rodzice i nauczyciele, a nie profesjonaliści z zakresu psychologii, nie mamy tak wysoko zawieszonej poprzeczki. To, czego musimy się nauczyć to: po pierwsze zadawać pytania otwarte (nie czy? ale jak?), dzięki którym nasze dzieci będą miały przestrzeń do mówienia, a po drugie - słuchać bez oceniania, moralizowania czy umniejszania. Naszym zadaniem jest nauczyć się bycia obecnym dla naszego dziecka i nawet, jeśli nie zrobimy tego na 100%, a tylko na 50%, to nasze dzieci i tak z tego skorzystają. Oczywiście ważne jest, żebyśmy byli świadomi, co i po co robimy, dlaczego używamy takich, a nie innych słów, ale nie stawiajmy sobie poprzeczki perfekcjonisty. Jak mawiał Daniel Siegel „Dzieci nie potrzebują rodziców idealnych, lecz obecnych”.

Rozmowa, a przede wszystkich słuchanie nastolatka, a zwłaszcza tego w kryzysie, to coś, co naprawdę warto robić, nawet jeśli nie zrobimy tego doskonale, książkowo i perfekcyjnie. Nawet, jeśli popełnimy błąd, coś pójdzie nie do końca tak, jak byśmy chcieli, to zawsze możemy wrócić do rozmowy i wprost przyznać,  że chyba nie to chciałeś/chciałaś usłyszeć, trochę się zapędziłem/zapędziłam. I to jest OK. Natomiast błędu zaniechania, braku rozmowy, forsowania swojego stanowiska bez wysłuchania nastolatka, możemy nie zdążyć naprawić.

Dlaczego nasza obecność jest taka ważna, zwłaszcza w obliczu  samookaleczeń, prób samobójczych i samobójstw?

Dlatego, że jeśli nas nie ma, to nasze dzieci zostawiamy „na pastwę” ich rówieśników.

I tu pokutuje kolejne szkodliwe przekonanie, które jako dorośli daliśmy sobie zaszczepić, że w okresie dorastania rówieśnicy są ważniejsi od rodziców. Oczywiście grupa rówieśnicza staje się dla nastolatka bardzo ważnym punktem odniesienia dla tego kim jest, jak postrzega siebie, ale to nie znaczy, że nasz nastolatek nie potrzebuje już kompetentnej figury rodzicielskiej.

Jeśli np. w przypadku próby samobójczej lub samobójstwa  brakuje dorosłego, z którym  dziecko może o tym porozmawiać, to powstaje idealny grunt do rozwoju takiego czynnika ryzyka, który nazywany jest efektem Wertera lub „zarażaniem się”. Tu przytaczam ten mechanizm za suicydolożką Małgorzata Łubą.

Ten mechanizm opiera się na:

  • tzw. konformizmie informacyjnym – jeśli mam problem i nie wiem, jak mam sobie z tymi trudnościami radzić, to sięgam po to, co mam najbliżej, a więc po naśladowanie zachowań moich rówieśników, ich postępowanie staje się dla mnie konkretną wskazówką.
  • Identyfikacja – mój rówieśnik jest kimś podobnym do mnie, mogę się z nim identyfikować i on to zrobił, wiec ja też mogę.
  • Dostępność poznawcza – skoro wiem, że inni to robią, to to oznacza, że jest to też dostępne dla mnie, że jeśli mimo społecznej niechęci do samobójstwa (która pełni funkcję swego rodzaju hamulca dla zachowań samobójczych), ktoś to zrobił, to znaczy, że doszło do takiego odhamowania tych zachowań, te społeczne hamulce już nie działają, samobójstwo staje dostępne i możliwe również dla mnie,
  • Dowód społeczny  - skoro mój rówieśnik wybrał takie działanie w obliczu swoich problemów, to musi być w tym jakiś sens (np. wszyscy w szkole teraz o nim mówią),
  • Dążenie lojalnościowe do spójności grupy – jeśli zrobię to, co mój kolega, koleżanka, która była mi bliska, to będzie dowód naszej szczególnej więzi, wzajemnego wspierania się, lojalności.
  • Rywalizacja – ja zrobię to jeszcze bardziej spektakularnie, jeszcze mocniej.

Jeśli nie ma przy dziecku kompetentnego dorosłego, rodzica, nauczyciela, wychowawcy, pedagoga szkolnego, to nasze dzieci w tym zostają. Są skazane na „rady” i wpływ  grupy rówieśniczej, na „wsparcie” ze strony dopiero kształtujących się osobowości, które często same są w kryzysie.

Wyobraźmy sobie, że kolega naszego dziecka/ucznia się samookalecza, a nasze dziecko o tym wie (nawet niekoniecznie widzi).  Co może myśleć i czuć to dziecko? Pewnie jedną ze składowych może być niezrozumienie, strach, a nawet odraza, które stoją w opozycji  do - to mój kolega, którego lubię. Jeśli w szkole i w domu takie dziecko spotyka się z wyparciem, strachem, oporem do otwartej rozmowy lub milczeniem dorosłych, to wpada w wielką pustkę, osamotnienie i jeszcze większy strach.  I to jest ta niewidzialna ręka, którą my dorośli dokładamy do kryzysu psychicznego naszych nastolatków. Pierwszy krok, aby tego uniknąć, to nauczyć się głośno wypowiadać słowa: samookaleczanie, próba samobójcza, samobójstwo, depresja. Bo jeśli jako dorośli depresję nazywamy „przesadą” lub „wymysłem”, próbę samobójczą „wypadkiem”, a samobójstwo „nieszczęśliwym wypadkiem”, to żadne dziecko nie przyjdzie do takiego dorosłego, żeby porozmawiać o próbie samobójczej, myślach samobójczych czy innych swoich problemach.

Unikając prawdy, stajemy się dla naszych dzieci niewiarygodni, jeśli nie śmieszni.  Zupełnie nie rozumiem, jeśli takie działanie wybiera np. szkoła, która woli przemilczeć próbę samobójczą ucznia, z bezradności lub, by bronić swoje dobre imię, niż wdrożyć postwencję. Gdy uczniowie wiedzą, że doszło do samobójstwa, a słyszą komunikat o nieszczęśliwym wypadku, to tracą do nas zaufanie, a my jako dorośli tracimy nasz autorytet. Zyskują go rówieśnicy – tylko że oni, nawet jeśli mają szczere chęci wsparcia, często nie mają umiejętności i narzędzi, by to zrobić w odpowiedni sposób.

Rodzicielstwo, zwłaszcza to w obliczu kryzysu psychicznego, może nas bardzo wiele nauczyć, jeśli do tej nauki staniemy odważnie i z miłością. I wiem, że są tacy rodzice i nauczyciele. 

Ja osobiście wierzę, że miłość rodzicielska jest wspaniałym gruntem do takiej nauki. Wierzę też, że każdy dorosły ma w sobie zasoby, które może rozwijać, by stanąć na wysokości tego zadania, niezależnie od ostatecznych rezultatów, bo te nawet przy naszych najlepszych staraniach czasem są poza naszym wpływem.  Dlatego wszyscy potrzebujemy z jednej strony otwartej i szczerej rozmowy, a z drugiej łagodności dla siebie; wiedzy i umiejętności - oraz świadomości, że nie wszystko jesteśmy w stanie przewidzieć i kontrolować, a ponad wszystko wzajemnego wsparcia – bo samemu daleko nie zajdziemy.  I tego nam wszystkim życzę.

[ZT]72610[/ZT]

 

(Agnieszka Ryczkowska - Przywoźny)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%