W wieku 73 lat odszedł na wieczną wartę harcmistrz Krzysztof Wasilewski, wywołując poczucie pustki i smutku u wielu mieszkańców Sochaczewa. Przez całe swoje życie świecił przykładem swoim uczniom oraz podopiecznym, którzy widzieli w nim człowieka pełnego hartu ducha, służącego uśmiechem i dobrą radą, nie mającego w sobie ani krzty wyniosłości. Dziś prezentujemy zbiór wspomnień o Krzysztofie, a właściwie Krzyśku, Krzysiu – bo tak życzył sobie, by się do niego zwracać, mimo nieraz dużej różnicy wieku.
Julian Tasiecki, wieloletni przyjaciel:
- Znaliśmy się od moich chłopięcych lat, Krzysztof był moim nauczycielem, uczył mnie fizyki, potem moim druhem, moim komendantem, a tak cały czas przez te 53 lata moim wielkim przyjacielem. Nie miałem brata, więc jego traktowałem jak starsze rodzeństwo. Zawsze miałem w nim oparcie. Mamy tysiące wspólnych wspomnień, bo przez tyle lat kontaktowaliśmy się przynajmniej raz dziennie, nie mówiąc o tym, że ileś razy w tygodniu się spotykaliśmy. Ja, moi rówieśnicy i instruktorzy - wszyscy - mówiliśmy na Krzysztofa „Szef”. Pamiętam, jak poszedłem do sekretariatu w Osiemdziesiątce, gdzie pracował i zapytałem czy jest „Szef”. Pani skierowała mnie do dyrektora szkoły. Nie wiedziałem, jak się z tego wywinąć, a Krzysztof był taki radosny, że z tej pomyłki wyszło takie zdarzenie.
Katarzyna Mosakowska-Sobótka z hufca ZHP Sochaczew:
- Dla mnie druh Krzysztof to instruktor, nasz komendant hufca, szef sztabu WOŚP, który na pytanie: - Robimy to? Zawsze słyszał: - Robimy. I działał. To też tata moich przyjaciół, wychowawca, opiekun, który prowadził nas za rękę, pokazując instruktorską ścieżkę. Zaszczepiał w nas pasję do działania, to czym jest służba, taką miłość, bez której chyba nikt nie wyobraża sobie codzienności. Spędziliśmy razem wiele wspaniałych chwil w czasie wypraw, biwaków. Te spotkania to były też godziny wspólnych rozmów w hufcu, planowanie czy knucie, jak to mawiał druh Krzysztof. Poza tym, że był naszym mentorem, był naszym przyjacielem. Chciałabym mu podziękować w imieniu zuchów, harcerzy i instruktorów za tę niezwykłą służbę, za to że był zawsze z nami. Druh Krzysztof jeszcze wielu rzeczy nas nie nauczył, obiecał nam wiele rzeczy pokazać, ale już nie będzie ku temu okazji. Zgodnie ze słowami piosenki harcerskiej: Może przy innym ogniu i w inną noc…
Jolanta Gerasik – nauczycielka ze Szkoły Podstawowej nr 4 w Sochaczewie:
- Znałam Krzysztofa od dzieciństwa, bo jeździłam jako dziecko na obozy harcerskie. Był człowiekiem bardzo otwartym, serdecznym, mającym czas dla wszystkich – małych i dużych. To on zachęcił mnie do uczenia młodych ludzi pierwszej pomocy. Witał i żegnał nas uśmiechem i na wszystko zawsze miał radę. Dla mnie pamiętny jest obóz w Lipnicy. Lał deszcz, a woda wlewała się do namiotów, ja tam byłam jako harcerka z siostrą. Wszyscy wyjeżdżali, a my z siostrą zostałyśmy w obozie, który ze wszystkich stron był zalewany. To on dzięki swojej charyzmie i opiekuńczości dawał nam siłę, żeby wytrzymać do końca w tych trudnych warunków, bez rodziców. To był 1978 albo 1980 rok.
Pracownice PUP Sochaczew:
- Wspominamy dyrektora jako człowieka opanowanego, empatycznego, pełnego humoru. Szef był lubiany przez współpracowników, petentów i pracodawców, emanował poczuciem humoru. Miał intuicję i wiedział, jak pomóc drugiej osobie. Jego troska była autentyczna, on po prostu lubił ludzi. Każdy mógł się do niego zgłosić z problemem – czy to był bezrobotny czy pracownik. Był naszym przełożonym, ale też przyjacielem, który miał świadomość, że dyrektorem się bywa, a człowiekiem się jest. Praca z nim była przyjemnością, bo potrafił zaufać kompetencjom pracowników, problemy rozwiązywał z dużą kulturą i dyplomacją. Dyrektorze – dziękujemy! I nie mówimy - Żegnaj, lecz - Do zobaczenia.
Maria Kowalska z ZSCKP Sochaczew:
- Znałam Krzyśka jeszcze zanim zaczął pracować w urzędzie pracy. Pracowaliśmy razem wiele lat, zakładaliśmy Solidarność u nas w szkole, mieliśmy jako jedyna szkoła w powiecie swoją pieczątkę Solidarności. To było wyjątkowe. On był tzw. jajcarzem. Przynosił mi jedzenie na przerwach, bo lekcji było dużo, a ja byłam wiecznie głodna. Potem, jak już zaczęłam uczyć jego syna, miał już powody żeby mi to jedzenie dostarczać (śmiech - przypis red.), to wjeżdżały bułeczki, albo pizza. On wiecznie żartował i zawsze była z nim kupa śmiechu. Zdjęcie poniżej jest tego ilustracją: ja - nauczycielka na studniówce, w szortach i muszce męża. Wpadłam tam tylko na chwilę, bo urodziłam bliźniaki i zostawiłam je z babcią. To była najlepsza studniówka w moim życiu.
Śmierć Krzysztofa spowodowała wysyp wpisów na facebooku osób, którym ciężko pogodzić się z jego śmiercią. Taki wpis pojawił się m.in. na tablicy Daniela Wachowskiego z Urzędu Miasta:
- Po jednym z pierwszych finałów Orkiestry, późnym wieczorem, po ogłoszeniu w radiu wyników zbiórki, rozmawiałem z komendantem Wasilewskim o tym wielkim zamieszaniu w środku zimy. Po kilkunastu godzinach pracy w Otwartym Studiu WOŚP spytałem: - W co myśmy się, Krzysztof, wpakowali? Komendant odpowiedział spokojnie: - A no w co? Będziemy to robić do końca świata i o jeden dzień dłużej... Dziś finały Orkiestry to flagowa akcja sochaczewskich harcerzy. Nikt nie musi im pokazywać, jak mają to robić. Druh harcmistrz jak nikt umiał łączyć, doceniał, pamiętał o przyjaciołach, zawsze zjednywał dobrych ludzi wokół siebie i harcerstwa. Jego odejście to ogromna strata.
W związku ze śmiercią Krzysztofa Wasilewskiego, Komendantka Hufca ZHP Sochaczew ogłosiła 30-dniową żałobę dla hufca, poleciła okryć kirem harcerskie sztandary oraz nałożyć czarne opaski na harcerskie krzyże.
Przypomnijmy, że pogrzeb Krzysztofa odbędzie się 23 lutego o 13.30 w kościele parafii św. Wawrzyńca w Sochaczewie, zaś ceremonia pogrzebowa - na Cmentarzu Parafialnym przy al. 600-lecia w Sochaczewie-Trojanowie.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz