Petardy odpalane z grobu? Nie inaczej. Tak właśnie się stało w sylwestra w Sochaczewie, który żegnał 2020 rok, a witał 2021. Ta noc rządziła się innymi prawami, bo epidemia nie pozwoliła i odgórnie, i oddolnie na publiczne okazanie emocji, na wspólne, powszechne balowanie. Może dlatego spragnieni fajerwerków skryli się na cmentarzu w Trojanowie. Może, ale to nie do usprawiedliwienia jednak. Podobnie jak dewastacja pobliskiego samochodu.

[FOTORELACJA]9899[/FOTORELACJA]

Sylwester 2020/21 w Socho, podobnie jak w całym kraju, był inny niż dotychczasowe. Epidemia Covid-19, wzmocniona z jednej strony osobistymi doświadczeniami Polaków z kontaktu z tym wirusem, a z drugiej chwiejnymi, ale jednak obostrzeniami wprowadzonymi przez rząd, spowodowała, że raczej z perspektywy domów prywatnych i ustronnych miejsc okazywaliśmy radość z nadejścia nowego roku.

O północy niebo zabłysło znienawidzonymi przez ptaki, psy i koty fajerwerkami, ale było ich mniej i szalały krócej niż zwykle. Nie było ludzi na ulicach, tylko pojedynczo, ewentualnie w małych grupkach. Byli też tacy, którzy w obliczu obostrzeń, by zapewne nikt ich nie przyłapał, skryli się na cmentarzu w Trojanowie i stąd, wprost z marmuru jednego z grobów, ekscytowali się chwilą wejścia w nowy rok, puszczając dzikie petardy w cały świat.

Być może ci sami fani sylwestra, bo miejsce w pobliżu, by dać ujście swojej noworocznej radości, zdewastowali auto zaparkowane w bezpośrednim sąsiedztwie.

Taka ciemna strona Sylwestra w Socho 2020/21. Oby w tym roku wyparło ją światło.