Zamknij

Sochaczewskie lasy i nowy zabójca sosen

07:50, 22.04.2019 Aktualizacja: 10:57, 23.04.2019
Skomentuj Foto  Natalia Chromiec Foto Natalia Chromiec

Dla większości z nas jemioła jest rośliną budzącą pozytywne skojarzenia. Kultywując pogański zwyczaj w okresie Bożego Narodzenia bardzo chętnie wieszamy ją pod sufitami naszych domów, licząc na to, że przyniesie nam szczęście. Wielu leśnikom w ostatnim czasie kojarzy się ona coraz mniej przyjemnie, bo staje się bardzo poważnym problemem.

Jemioła pospolita jest gatunkiem półpasożytniczym co oznacza, że sama syntetyzuje substancje odżywcze, ale wodę i sole mineralne pobiera z drzewa, na którym rośnie. Występując licznie, silnie osłabia swojego żywiciela, stwarzając dogodne warunki dla szkodników wtórnych i grzybów, co może powodować zamieranie drzew. W Polsce występują 3 podgatunki jemioły.

  • Jemioła pospolita typowa rośnie na drzewach liściastych, takich jak topole, brzozy, lipy, robinie akacjowe, klony, jabłonie, grusze i jarzęby, nie spotkamy jej za to na buku zwyczajnym, jesionie wyniosłym i dębach.
  • Jemioła pospolita rozpierzchła rośnie przede wszystkim na sosnach, rzadziej na modrzewiach i świerkach. Owoc jej jest żółty, w odróżnieniu od  pozostałych rodzajów, a liście większe o zielono-żółtej barwie.
  • Jemioła pospolita jodłowa  rośnie tylko na jodłach. Do niedawna w leśnictwie większe znaczenie miał tylko pierwszy podgatunek, występujący przede wszystkim na topolach.

Ostatnio najwięcej kłopotów sprawia w lasach jemioła rozpierzchła. Szczególnie chętnie zasiedla rosnące na żyznych siedliskach i osłabione w wyniku wahań poziomu wód gruntowych drzewostany sosnowe, powodując ich zamieranie. Z powodu specyficznej biologii tego gatunku przeciwdziałanie szkodom jest bardzo trudne. Roślina ta rozprzestrzenia się przy udziale ptaków, przede wszystkim drozdów i jemiołuszek, które odżywiają się jej owocami. Ptaki wydalają niestrawione, otoczone lepkim miękiszem nasiona, które przyklejają się do gałęzi drzew. Zapobieganie rozsiewaniu jemioły jest więc niemożliwe. Usuwanie samych roślin również jest bardzo utrudnione. Rosną one wysoko w koronach.

(Jemioła rozpierzchła - zdjęcie Marek Warda)

Jemioła staje się niebezpieczna, kiedy drzewo, na którym rośnie, ma inne problemy. Jest więc typowym czynnikiem dobijającym. Od kilku lat na niektórych obszarach Polski mamy do czynienia z tzw. kompleksem posuchy związanym m.in. z deficytem opadów i obniżeniem poziomu wód gruntowych, co w połączeniu z wysoką temperaturą jest bardzo niekorzystne dla drzew. Wtedy też groźna staje się jemioła

Z masowym pojawianiem się jemioły na sosnach zmagają się również leśnicy w lasach Nadleśnictwa Radziwiłłów. Fakt ten potwierdza inżynier nadzoru Sławomir Turkot:

W ostatnim czasie na terenie Nadleśnictwa Radziwiłłów obserwuje się coraz więcej drzew z jemiołą rozpierzchłą.  Problem jest dla nas na tyle nowy, że nie ma jeszcze wypracowanych jasnych wytycznych co do postępowania w terenie, gdzie występuje to zagrożenie. Jemioła nie zabija drzewa od razu, a samo jej pojawienie się w koronie sosny nie było dotąd powodem do niepokoju. Jedna jemioła nie kwalifikuje jeszcze drzewa do usunięcia, ale kilka dużych egzemplarzy i aparat asymilacyjny zredukowany o połowę  - już tak. To jest moment krytyczny, kiedy trzeba podjąć decyzję o wycięciu drzewa. Niepokojące jest, że jemioła pojawia się w coraz młodszych drzewostanach, nawet trzydziesto- czterdziestoletnich sośninach. Dlatego drzewostany są ciągle lustrowane, a porażone drzewa są usuwane w miarę możliwości. Wczesne wykrycie porażenia jemiołą jest jednak bardzo trudne, gdyż omawiany półpasożyt, który zagnieżdża się na drzewie jest trudny do zauważenia gołym okiem.  Silne osłabienie drzewostanów sosnowych spowodowane przez jemiołę obserwowane jest dopiero od kilku lat. Jemioła osłabia swojego żywiciela, stwarzając dogodne warunki dla szkodników wtórnych m. in. kornika ostrozębnego i chorób grzybowych, co może powodować zamieranie drzew. Ale dopóki warunki klimatyczne nie będą nam sprzyjać, będzie to tylko gaszenie pożarów – dodaje Sławomir Turkot.

Kolejnym poważnym zagrożenia z jakimi zmaga się Nadleśnictwo Radziwiłłów jest kornik ostrozębny. Jak podkreśla Sławomir Turkot, ten malutki chrząszczyk może zrobić w lasach wiele złego

W naszych lasach pojawił się kornik ostrozębny. Niewielki chrząszczyk o długości 2-3 mm i ciemnym ubarwieniu, bardzo niepozorny, ale śmiertelnie niebezpieczny dla sosny. Atakuje on głównie ten gatunek drzewa. Szkodnik jest trudny do wykrycia, bo zasiedla najczęściej główne partie korony drzew. Cienkie gałązki, tam, gdzie kora jest stosunkowo cienka, a jego larwy mogą łatwo drążyć chodniki. Efektem jego pracy jest śmierć drzewa. Trwa to od jednego do trzech miesięcy. Jedynym sposobem, aby z nim walczyć i opanować sytuacje jest po prostu wycięcie zasiedlonego drzewa. Leśnicy cały czas monitorują sytuacje i jeśli zauważą usychające drzewa, to je usuwają. Gdyby zaprzestać takich działań, to na przestrzeni kilku czy kilkunastu lat lasy przestały by istnieć. Sosna stanowi 70 procent naszego nadleśnictwa, to bardzo dużo. W momencie gdybyśmy zaprzestali zwalczać tego szkodnika w krótkim czasie nadleśnictwo przestało by istnieć. Dlatego jeśli państwo widzą, że wycinamy drzewa, to robimy to dla dobra lasu – dodaje Sławomir Turkot.

Sosna opanowana przez jemiołę - foto  Natalia Chromiec.

 

(K.Ż)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%