- A więc tak skończyła się wczorajsza moja jazda do domu. Pan kierowca ciągnika z zestawem, którego próbowałem wyprzedzić, nagle postanowił skręcić w lewo w polną drogę. Zaiste, manewr fantastycznie przeprowadzony, prawie zostało miejsca, bym mógł zmieścić się w rowie: między drzewami a ciągnikiem. „Prawie” to adekwatne słowo do zaistniałej sytuacji. Mając na uwadze ochronę przyrody i wrodzoną niechęć do niszczenia drzew, zaje...łem w ciągnik i dachowałem – pisze Rafał i publikuje zdjęcia.

Zdjęcia robią wrażenie. Nie mniejsze niż opis. Rafał jechał do domu w gminie Baranów, na granicy z gminą Teresin. Było to w środę koło 17.00. Między Regowem a Cegłowem przytrafiło mu się to, co każdemu mogło się przytrafić. Chciał wyprzedzić ciągnik z zestawem, gdy ten, jak relacjonuje Rafał, nagle skręcił w lewo. Samochód Rafała skończył, jak na zdjęciu.

- Po chwili, gdy zacząłem wyłazić włazem (miejsce po wyrwanych drzwiach pasażera), oczom moim ukazał się piękny widok na pole kukurydzy... ale nie dla mnie te sielskie widoczki. Pozbierałem z pobojowiska dokumenty i plecak, fajka elektryczna zaginęła w akcji. Z kierowcą ciągnika wymieniliśmy kilka kurtuazyjnych zdań. Po chwili pojawili się świadkowie, na szczęście nie byli to świadkowie Jehowy, i oddali mi nieocenioną pomoc w postaci wezwania policji, a także rozbrojenia akumulatora.

Literacka, a przy tym dowcipna forma relacji Rafała absolutnie niczego nie ujmuje grozie sytuacji. Tym bardziej, że ta, jak opowiada mieszkaniec, zaczęła się piętrzyć.

- Natenczas nadjechał rowerem wrzeszczący osobnik, który okazał się właścicielem traktura i zaczął mnie lżyć na czym świat stoi. Podczas zamieszania z usuwaniem z jezdni fragmentów pojazdu, kierowiec traktura oddalił się cichaczem daleko poza łan kukurydzy. Po przyjeździe policji wrzeszczący pan z rowerka twierdził, że to on prowadził ciungnik, wnioskuję, że jego syn był po prostu pijany. Na szczęście świadkowie zrobili mu zdjęcie. Przywieziono do okazania syna krzykacza drugim radiowozem, ubrany był dokładnie w te same ciuszki co sprawca, lecz niestety morda nie ta sama co na zdjęciu. Okazało się, że krzykacz ma dwóch synów i przyjechał przebieraniec. Drugi syn ponoć mieszka w Żyrardowie i pracuje w Warszawie. Puenta jest taka: gościu wiem, jak się nazywasz, mam twoje zdjęcie i sprawiedliwości nie unikniesz. Ale najpierw muszę poczekać, aż władza zakończy śledztwo i sprawa trafi do sądu. Bardzo dziękuję świadkom za okazaną pomoc, zimną krew i opanowanie.

To oczywiście relacja jednej strony, ale mocno daje do myślenia. Postaramy się jak najszybciej opublikować komentarz policji w tej sprawie.