Zamknij

Wisiał na przebitym skrzydle na 26 metrach: pomogli Filip i Michał

16:34, 21.07.2018 MF Aktualizacja: 18:19, 23.07.2018
Skomentuj

Trzymajcie kciuki za bociana z Górek. Właśnie jedzie do warszawskiego zoo, gdzie, mamy nadzieję, znajdzie fachową pomoc. Wiezie go Filip Stopczyński, który odpowiedział na apel Fundacji Nero i wspólnie z Michałem z zaprzyjaźnionej firmy energetycznej pomogli zdjąć ptaka z wysokiego drzewa. Teren był tak trudny, że strażacy nie byli w stanie wjechać ciężkim sprzętem. Akcja ratunkowa trwała od rana.

 

- Dzięki Panu Filipowi bocian nie wisi i nie umiera na drzewie. Walczymy – napisała przed chwilą na FB Jadwiga Wiśniewska z Fundacji Nero. To od niej zaczęła się dzisiejsza akcja ratunkowa, ten cały łańcuch dobrych serc. A jeszcze ściślej, od mieszkanki, która zadzwoniła do Nero i powiedziała, że potrzebna pomoc dla bociania, który utknął na drzewie w miejscowości Górki w Gminie Brochów.

W pierwszej kolejności Jadwiga zadzwoniła po straż. Druhowie pojechali na miejsce, ale okazało się, że teren jest zbyt grząski, zbyt podmokły, by mógł tam wjechać ciężki sprzęt z wysięgnikiem. – Strażacy z Sochaczewa bardzo chcieli pomóc, był telefon za telefonem, ale teren okazał się zbyt niedostępny – opowiada Jadwiga. – Rozpatrywano nawet wejście na drzewo, ale to z kolei było zbyt suche, w każdej chwili mogło się połamać.

Zaczęło się szukanie lżejszego sprzętu z wysięgnikiem, Jadwiga zwróciła się o nagłośnienie sprawy do naszych mediów.

- Usłyszałem w Radio Sochaczew, że potrzebna taka pomoc, ale nie dosłyszałem, myślałem, że chodzi o kota na drzewie. Sprawdziłem na profilu Jadwigi Wiśniewskiej szczegóły i postanowiłem spróbować pomóc  - opowiada Filip Stopczyński, właściciel firmy VOLT z Sochaczewa. O wsparcie zwrócił się z kolei do firmy Michała Musiała z Rybna. Obaj w szybkim czasie stawili się z wysięgnikiem pod nieszczęsnym drzewem w Górkach.

- Wyglądało to bardzo źle, bocian wisiał na jednym skrzydle, ale żył – relacjonuje Filip. Miejscowi również postanowili pomóc, bo podjechać faktycznie było trudno. Jeden z mieszkańców służył ciągnikiem.

I udało się. Bociek był na 26 metrach wysokości. Gałąź wbiła mu się między dwa ścięgna skrzydła. Filip owinął bociana w materiał i pod telefonicznymi sterami Jadwigi Wiśniewskiej pojechał do naszego lokalnego specjalisty od ptaków, który na szczęście orzekł, że nasze zwierzątko będzie żyć, choć skrzydło raczej straci.

W tej chwili Filip wiezie bociana do warszawskiego zoo. Fundacja Nero już kilka razy korzystała z pomocy ogrodu przy ratowaniu bocianów. Trzymajcie kciuki, żeby się wszystko powiodło.

(MF)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(2)

zzzzzz

4 0

Powinni o tym napisać na WP , interi i Onecie , niech inni wiedzą, że są ludzie biznesu, którzy mają serce. Brawo Panowie. Starosta i wójt powinni to docenić. 12:06, 22.07.2018

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo

lidlid

2 0

brawo, brawo, brawo 10:49, 23.07.2018

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%